poniedziałek, 11 lipca 2016

Jaskinia hazardu

W każdą niedzielę, 
około czwartej po południu,
 bez względu na pogodę, 
schodzą się lub przyrowerują pod adres mojej Siostry, 3 w słusznym wieku kobiety. W porywach 4.

Miejsce akcji:
Adres Siostry, ze względu na ..... wzgląd. O "wzglądzie" poniżej.

Osoby:
1. Gospodyni adresu,
2. Siostra Gospodyni adresu, czyli ja, 
3. Koleżanka Dorotka, wcale nie malusia,
4. Koleżanka Reginka, blondynka.

Jeśli chodzi o "wzgląd", to Renia, zwyczajnie: nie ma w domu innych członków, (rodziny), psa oraz komarów. Ja też nie mam, (...no, komary miewam), ale jestem jedyna niepaląca. A wiadomo, przy kartach nie wychodzi się na balkon na papieroska....


Na pierwszym planie wędzona Dagmarka

W związku ze stałym adresem Jaskini Hazardu, uczestniczki przynoszą drobne przekąski i przepitki :-)
Gramy na pieniądze, (oczywiście!), w t.z.w. remika. Podczas gry dochodzi czasem do gorących dyskusji, (również polityczno-społecznych, wcale nie żartuję), ale ogólnie jest wiele śmiechu i relaksu "intelektualnego". Nierzadko odbywają się również śpiewy chóralne, w wykonaniu Duetu Sióstr. Znamy się bowiem z Renią od dziecięctwa i różne piosneczki i przyśpiewki kojarzą nam się.....
 N.p.:
- "Mam sekwensik, mam,
    komu ja go dam,
    nie dam ja go niiikomu,
    nawet memu luuubemu,
    TEGO SEKWENSIKA NIE DAM!!!
I tu następuje walnięcie ręką w stół..

Oczywiście rozgrywają się również dialogi, których nie powstydziłyby się najwyższe sfery intelektualne:

- Kto teraz daje?
- Pytek.
- Ach, ona zawsze dobrze daje (buhaha)....
- Nie, to już przeszłość...

- Hallo, ty myślisz, że jak masz sukienkę w palemki, to możesz    tego asa pod stołem maltretować?! szulerka!

- Jak tak gwizdnę w ten ryży łeb, to się z tego krzesła nie 
  wyskrobiesz! Zostałam z dżokiem na ręce!
- A co wolałabyś go gdzie indziej?...

- A po kija mi ten dupek żołędny?
- Daj, przytulę.....

I.t.p.  i  i.t.d......

ostatnie rozdanie...


Do domu wracam wieczorkiem, uwędzona, z trampkiem w pysku, jakbym przez kilka godzin żuła tabakę.... Ale zadowolona, że tradycji stało się zadość, nawet jak przegrałam z kretesem... Zawsze przecież można się odegrać w następną niedzielę :-)







środa, 6 lipca 2016

Trzy wersje lata

Tak, tak! Nareszcie i w mojej Holendrowni nastało lato!
I to takie jakie lubię: trochę powyżej 20-tu stopni, delikatny wietrzyk, czasem mała chmurka uśmiecha się i mruga filuternie do mojego małego, różanego ogródka :-).
Udało mi się zaliczyć sjestę południową na leżaku, nie narażając jednocześnie na "oparzenia" słoneczne mojego nadobnego ciałka.
Tak więc, wśród zapachu róż i lawendy u ich stóp, przyszła do mnie Pani Wena. Usiadła na brzegu "podnóżka" (lub stoliczka), tuż obok talerzyka z kawałkami arbuza - i zaczęła łechtać gałązką mięty moje odsłonięte ramiona.....
Zrobiło się bardzo przyjemnie, a nawet erotycznie....
Poczułam się zwyczajnie.......szczęśliwa......
A że wraz z błogim stanem ducha drepcze w parze rozleniwienie, stać mnie było jedynie na otwarcie laptopa... :-)

Przypominam więc popełnione wcześniej różne wersje lata.
Każda jest inna, w innym stylu i inną techniką malowane. Tak już mam. 
Dziś jestem chaos letni :-)







Życzę wszystkim owocnego ładowania baterii :-)

niedziela, 3 lipca 2016

Wycieczka do Oudenbosch

Oudenbosch to jest miasteczko w Brabancji Północnej w mojej Holendrowni. Jest miastem rodzinnym Sąsiada-Przyjaciela.
W normalnych warunkach pogodowych jedzie się samochodem około godziny z Roermond. Myśmy jechali prawie półtora godziny..... Raz słońce świeciło nieprzytomnie, by za chwilę niebo robiło się czarne, przerywane groźnymi błyskawicami, a wycieraczki nie nadążały odsłaniać widoku przed przednią szybą....
Wycieczka zapowiadała się ..... średnio na jeża .....
Na miejscu okazało się, że Bazylika Św. Agaty i Św. Barbary w Oudenbosch, (duma Brabant), jest zamknięta....
I tu dobiła do nas Siostra Przyjaciela z informacją, że otworzą około 14-tej.
Następne półtora godziny spędziliśmy w restauracji urządzonej w zabytkowym Kapel van de Broeder's van St. Louis (klasztor Braci od Św. Luisa), naprzeciwko Bazyliki. Zdjęcia nie zrobiłam, bo byliśmy mokrzy, zanim parasole zostały otwarte. Po wypasionym lunchu i przy namiastce słoneczka - udaliśmy się do Bazyliki.

Od frontu
Przy czym okazało się, że baterii w aparacie nie doładowałam w domu .....
Tak więc następne zrobione są telefonem.

A to zdjęcie ściągnięte z internetu....


Basiliek H.H. Agatha en Barbara  to kościół rzymsko-katolicki zbudowany w latach 1865 - 1892 z inicjatywy ks. Willema Hellemonsa, według planów Pierre'a Cupersa.
W/w ksiąc studiował i mieszkał lat kilkanaście w Rzymie. Uwielbiał to miasto i jego architekturę. I zapewne dlatego Bazylika św. Agaty i Barbary jest kopią Bazyliki Św. Piotra w Rzymie pomniejszoną czterokrotnie. Po renowacji w 1912 otrzymała tytuł Bazyliki Mniejszej :)
Kilka fotek z wewnątrz:



Przy organach odbywaja się koncerty
Z ukosa :)

  
fotki z telefonu........
Nawa główna
Madonna z Dzieciątkiem




Pomnik "Naszego" Papieża w znakomitym towarzystwie :)


A po duchowej degustacji trafiliśmy na zaprzyjażniony kamping...... I przy ptasich trelach ukoiliśmy emocje całego dnia :)

Pod daszkiem - niestety

Jak się rozpaliło, to musieliśmy pod daszek, bo znowu deszczyk

Pomimo "dziwnej" pogody, wczorajsze spotkania uważam za niezwykle udane :)

piątek, 24 czerwca 2016

Jerzyk dla tych co nie lubią gołębi




Dostało mi się za śliczne, pokojowe i kochające się gołąbki.....
Że to niby paskudy takie. A no.....taka ich uroda. 
Nitager podrzucił mi inny skrzydlaty pomysł: jerzyk! 
I gdyby nie to, że jerzyk nie zgadzał mi się ortograficznie z jeżykiem - ubrałabym stworzonko w kolce zamiast piórek....
     Zasiadłam więc do mojego tablecika rysunkowego i naszkicowałam ptaszka jerzyka.

Jerzyk dla Nitagera

No i zrobiło się sympatycznie :-) pomimo Brexic.....

czwartek, 23 czerwca 2016

Infantylnie

Obrazek-prezent z okazji rocznicy ślubu (25?). Dla córki  i zięcia Sąsiada-Przyjaciela. Na imprezie nie będę, bo nie lubię takich spędów, szczególnie jak uczestniczą jakieś ekse.....

buzi, buzi.....


Wierszyk napisze Przyjaciel M., czyli Tato "młodych".

I jeszcze małe sprawozdanko z mojego kawałka łąki na dachu :-)

chabry są chabrowe, białe, bordowe i pstrokate...
bawimy się w chowanego
taki byłem dziś rano
a taki 2 godziny póżniej :)
lwiemordki powstałe po ulewach

I na koniec "własne różyczki" w pokoju.

przycięte z krzaczka :)

wtorek, 14 czerwca 2016

Co rośnie na moim tarasie

Taki przerywnik od malowania. 
No i nabyłam sobie aparacik, taki trochę mądrzejszy ode mnie. Jeszcze go całkiem nie rozgryzłam, ale już wiem, że możliwości ma wielkie. Zwyczajnie, chodzi mi o takie zdjęcia, które nie trzeba specjalnie "obrabiać" w fotoscapach i innych fotocośtam, a oddawałyby, (mniej więcej), tę rzeczywistość, którą ja widzę.....

Przypominam więc: mieszkam na dachu. T.z.n. trzecie piętro jest krótsze o jakieś dwa apartamenty, w związku z czym mam całkiem niezły tarasik na dachu drugiego piętra.... Zaraz gdy przyszła pora, zaczęłam go "zaroślinniać".
A oto aktualne efekty:

Z początkiem maja kupiłam chmiel. To była 20-to centymetrowa roślinka....


szalony chmiel

Razem z tamtym maleństwem posadziłam clematis - Warszawska Nike. Pnącze było trochę okazalsze niż maleńki chmielik, a teraz muszę je odkopywać, wycinając pędy agresora włażącego na Nike....


Nike w chmielu

A teraz moje róże. Obok chmielu jest pnąca o pomarańczowych, pachnących kwiatach. Dalej "czerwonokwietna", też pachnąca.


po deszczu


pachnidło

Róże obsadzone są na dole lawendą. Też dla zapachu i przeciwko mszycom.
pachnący kącik

             To było z lewej strony. 
             


 Z prawej mam.... łąkę. 
W jakimś sklepie, przy kasie dostałam maleńką torebeczkę z nasionkami. Informacja była tylko taka, że mieszane.... Było tego niewiele, więc posiałam do donicy balkonowej o wymiarach 20 x 100 cm. Taki eksperyment. Zobaczymy co wyrośnie. Zobaczyliśmy łąkę w różnych stadiach, na powierzchni jak wyżej podałam.


ładny jestem?





ja chromolę....to chyba kąkole....cycóś


I jeszcze takie tam....


truskawka ocalała po potopie



dąbek - samosiejek, w zeszłorocznym wrzosie


pszczółkabyćmożemaja

inny gość lub gościówa

lampionek, który miał być wyrzucony, więc schowałam chabazia za pomidorki,
patrzę raz a on kwitnie
Mam na tym moim dachu trochę chaosu. Ale jaka radocha!

niedziela, 5 czerwca 2016

W starym sadzie

Całkiem świeżutkie, w bólu malowane....
Z serii "szpachelkowo".

Dopiero na zdjęciu obrazka widzę błędy "cieniowe" ale nie mam siły już poprawić..

Wprawdzie wiosna już prawie "przekwitła" i nie dane mi zobaczyć jej na mojej Żukowszczyżnie, ale wizja jest wizja i już....
Musi "ujść".....


POWRÓT ŻUKOWEJ MAMY

  Trochę zatęskniłam za pisaniem... (no i pogoniła mnie też Jo). Miałam jednak dylemat, czy zacząć całkiem na nowo, czy wrócić do Żukowej Ma...