Kiedy Żukowa Mama w końcu usnęła, (gdzieś około 2-giej w nocy), zaczęły się przesuwać zlodowaciałe obrazy.
Taka zimna
Przeszywająca chłodem
Raniąca różowym słońcem
Zima kolorowa (jak to u Żukowej Mamy).
Żółty blask ogrzewał widok tu i tam. (Jak telefon z Anglii czy z Żukowszczyzny, lub zdjęcie kolorowego śniadania z Berlina).
Nie było tak źle. Ale generalnie.... zimno. Jak to zimą.
Kiedy "kamera" opuściła lasek na horyzoncie, przesuwając się po bruzdach pokrytych śniegiem, ukazała się zlodowaciała w bezruchu choinka.
Stała tak nad brzegiem urwiska, w dziwnej pozie, jakby zastygła w zastanowieniu:
Cofnąć się w bezpieczne pole, czy dać krok naprzód w niewiadomą przepaść...