niedziela, 21 czerwca 2020

Z cyklu: Codzienne/niecodzienne przygody Żukowej Mamy.

Podtytuł:
BIEG Z PRZESZKODAMI PO DACHU...

Jak (być może), pamiętają moi ukochani czytacze, mieszkam na dachu. A raczej mój "ogródek" usytuowany jest na dachu drugiego piętra, a reszta salonów jest piętrem trzecim. Mam więc swój dach, który dzielę z moją ulubioną sąsiadką.
Wygląda to tak...:

Bardzo prawy fragment tarasu Żukowej Mamy i w tle płotek sąsiadki Ani.
Po dachu nie można łazić... za to przestrzeń wokół jest superowska.

Jak ma się ulubioną sąsiadkę, to wiadomo, że dzieli się z nią ciastkiem, torcikiem czy innym zakazanym (dla tyjących starszych pań) owocem... A później oddaje się talerzyki. 
No i sobotni standard: pootwierane okna i balkony, suszy się pościel, wietrzą poduchy.
No i następny standard: puk, puk (to Ani z talerzykiem), otwieram drzwi - drzwi Ani się zatrzaskują. Klucz w środku, w drzwiach. Na korytarzu zostaje kobitka, (z talerzykiem w dłoni), tuż przed operacją wymiany biodra i z ręką na temblaku. Po chwili konsternacji obie zaczynamy się chichać. Doszła trzecia starsza pani, z zapasowym kluczem od Ani mieszkania, który to klucz w tym momencie okazał się rozwiązaniem... "do dudy". Wiecie o co mi chodzi.
No i tu nastąpił ten "bieg z przeszkodami" Żukowej Mamy. Standard taki, (ponieważ onegdaj bywało, że Ż.M. wykonywała ten bieg w odwrotnym kierunku).

"Bieg" z przeszkodami. I znowu nikt nie filmował...

Drzwi zostały otwarte. Żukowa Mama zyskała nowe miano: Angel, a wszystkie trzy starsze panie, stwierdziły gromadnie, że zasłużyły sobie na kieliszek wina, naleweczki, albo innej kawusi... 
Co to jednak nie robi z człowiekiem wzrost adrenaliny...
Bowiem jeszcze kilka dni temu siedziałam w mojej "czarnej chmurze"...

.........

A tu, jak mnie wzięło, to nie tylko łóżko świeżutko odziałam, ale wysprzątałam dokładnie salony, nawet podłoga wymyta... A wieczorkiem przemeblowałam "gródek".... I zaczęłam nowy, przelewany obrazek 😁🎨. No po prostu, jestem niemożliwa. I w dodatku anioł... ;-).

Lewa strona

Przyszłe wino w towarzystwie...

Trochę cienia, nie tylko dla róż

Róża wśród traw


sobota, 13 czerwca 2020

Z pamiętnika Żukowej Mamy (część któraś tam)

Po trzytygodniowej kwarantannie domowej, antybiotykiem i innymi zaleceniami Ładnego Doktorka, Żukowa Mama wyruszyła w teren. Przedtem, naturalnie, przetestowana została koronowo. Test wyraził się negatywnie, więc tym bardziej wyjście było wskazane. Pomijając fakt, że "nie miała się w co ubrać", bo gabaryty... nie, nie, ciuchy nie wiadomo czemu poskurczały się w praniu, szczególnie w pasie - stwierdziła, że należy zrobić afspraak u fryzjera. No bo eksperymenty z przetrzymaniem do włosków "doramiennych"nie dały pożądanych rezultatów. Pięć piór na głowie wyglądało nadal jakby piorun w szczypiorek trafił nieodwracalnie. Efekty? No...:

Gdyby komuś nie udało się odczytać opisów:
1. i 2. - Dasia z palemką i z gówienkiem  oraz obwiesiami,
3. - Dagmarka z Irokezem (przerysowanym) i obwiesiami,
4. Dagmarzysko z "końskim ogonkiem" czy inna ćwierćkitką i obwiesiami.
Wkurzona Dag.. z naleśnikiem i obwiesiami
Wyjście było mało udane. W pobliskim markecie kolejka przed sklepem po wózki, więc poszło się do sklepu BIO, bez ludzi i za podwójną cenę. A dwa okoliczne salony fryzjerskie były zamknięte, bo poniedziałek... Wróciło się więc do domu. W łazience odgrzebało się nożyczki do zadań specjalnych i dokonało się cięcia "na boba". Efekty poniżej. Tyłu nie będę pokazywać... bo nie...
Biologiczne wino otwarło się po cięciu, (żeby nie było, iż cięło się po spożyciu..)



czwartek, 11 czerwca 2020

Żukowej Mamy zabawy farbami.

Od jakiegoś czasu, Żukowa Mama, "wgryzała się" w technikę ekspresyjną, polegającą na polewaniu farby farbą. Fascynacja trwała od kilkunastu miesięcy, ale po pierwszych, nieudanych próbach została odłożona na czas nieokreślony. 
Aż nadeszła prowokacja z internetu, gdzie jeden Pan Artysta przedstawiał swoje przepiękne, gwiezdne obrazy.
Żukowa Mama oczarowana została ponownie.
Oto eksperymentowanie Ż. Mamy z nową techniką. Prace są małe. Ż. M. bawi się, próbując "przelewać" z zamysłem :-)

Do lata idę...

Złote myśli

Burza

Dwie łzy

Dodam jeszcze tylko, że do powstania drobnych strukturek i bąbelków, potrzebna jest opalarka. Wykończywszy zapalarkę do świeczek pożaliłam się ulubionemu sąsiadowi. A on, wzniósł palec wskazujący do nieba, wstał z krzesła, poszedł do swojej tajnej szafki ze wszystkim i przyniósł mi takie cudo:


Kapitan Jos już wielokrotnie "uratował mi życie". Ale wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić....


niedziela, 7 czerwca 2020

Wspomnienie

Renia - 25-05-1950 / 07-06-2018

Reniuchna: z mamą, z ciocią Jolą, z Dasią, w szkole (1-maja), w futerku i wogrodzie "na zadku"

Wiem
Że miałaś szczęśliwe chwile
Choć odpychałaś je
Odganiałaś jak uporczywe muchy
Twoje chwile szczęścia z książkami
Z podróżami
Pociągiem
Samolotem
Statkiem
I te
Nigdy nieodbyte podróże...

Renia: z Dasią i Mirusią, z piłką "morską", z przeszłością...

Topiłaś swoje szczęśliwe chwile
W rzekach zapomnienia
Puszczałaś z dymem
A one wciąż czepiały się Twojej bluzki
Zdejmowałaś je z siebie
Jakbyś bała się
Że zaburzą Twoje patrzenie na świat...

Renia blondynka i Renia w rudych odcieniach (Laska Nebeska zresztą)
I jeszcze Renia w Niderlandii, w "siwym" już wydaniu Żukowej Mamy.



Zapalmy świeczkę... 


poniedziałek, 18 maja 2020

"Trojaczki" Żukowej Mamy.


Po kolejnej niemocy, Żukowa Mama ruszyła z ciepłego legowiska, postanawiając namalować choćby coś maleńkiego. Zapachowo wyeliminowane zostały farby olejne. Poszły w ruch akryle i małe pędzelki. Podłoże malarskie w kształcie serca... No cóż, czyż nie należy mi się trochę "słodkości" w tęsknocie? 

Moje niebieskie serce

Moje serce jest niebieskie
Moje serce tłem jest najpiękniejszym
Kolor mojego serca
Pachnie słońcem
Pachnie miłością
Każda ukochana twarz
Wklejona jest trwale
W moje niebieskie serce...

Takie tam smędzenie... (z potrzeby serca 😘)

niedziela, 10 maja 2020

Kreatywne akrobacje (czyli kolejne przygody remontowe Żukowej Mamy)

Jakieś 4 kilometry za lasem w którym żyje Żukowa Mama, 
w nowiusieńkim młodym zagajniku,
w nowiusieńkim gniazdku (baterie słoneczne, podgrzewane podłogi i inne fanaberie),
zamieszkała Dorotka (ta malusia).
Jak wiadomo, Żukowa Mama uwielbia aranżować, przestawiać i remontować. Więc woda na jej młyn.
Jakieś dwa tygodnie temu, chłopaki Dory wyruszyli po zamówione meble do sypialni górnej. Dora, kobieta robotna, obrotna i niecierpliwa, stwierdziła, że zanim przyjadą to ona machnie na beżowo tę ściankę przy dachowym skosie. Zaczęła od krótszego boku... Meble przyjechały jakieś 15 min. za wcześnie. Solidna, trzydrzwiowa szafa, została ustawiona na ścianie obok, przylegając jednym bokiem do tej niedomalowanej w samym rogu. Sie domaluje (stwierdzono ogólnie). 
Okazało się, że niedomalowany róg jest niedostępny z wyższej drabiny.
Fachowiec: nie da się... twój problem.
Chłopaki: no to babcia, masz problem, nikt ci nie wejdzie na szafę...
Córka: mama, postaw tam sobie kwiatka albo co...
W miniony piątek przyrowerowała Żukowa Mama. Z napojem bogów, bo jak tak z pustymi rękami). Popijały i podjadały (pierogi z mięskiem na skwarkach), rozpatrując aktualne problemy i szukając najlepszych rozwiązań. W odpowiednim momencie trzeba było wyprowadzić piesa na spacer i zahaczyć o LIDL, w celu niezbędnych uzupełnień. Zapadła decyzja, że Ż. M. zostaje na noc, bo nie będzie się wieczorem włóczyć. Poza tym było jeszcze kilka rzeczy do obgadania. 
Leży Ż. M. w wielkim łożu w sypialni górnej, kontempluje niedomalowany róg. 
Sie nie da? 
Co się nie da. 
Na szafę wejść nie da? 
Niemożliwe...
Nie mogła Ż. M. doleżec do rana...
Po kawusi porannej i kilku szklankach czegoś mokrego, nastąpiła lustracja 
"materiałów włażeniowych". 
Drabina duża, 
stołeczek mały... 
nie, pod stołeczkiem jakaś półka... 
i już... 
chyba...
Na wszelki wypadek zjadły śniadanie, bo wiadomo to, kiedy z tej szafy się zejdzie?
Nikt nie robił zdjęć... Więc sobie narysowałam... 😁

Włażenie przy asekuracji


Udało się zejść bezkolizyjnie. Tą samą drogą co się wlazło. Przy tej samej asekuracji 😁


On - piesa - Roki

Najłagodniejszy nufnol jakiego znam. Podobno Labrador.

wtorek, 21 kwietnia 2020

Przyjazny Człowiek


Kapitan Jos w cywilu :-)

Czyli Kapitan Jos. Jego motto to:
"Każdy jest inny"
Niby banalne a jednak głębokie. Bo to oznacza 
Respekt
oraz
Akceptację
Akceptację dla inności innych. Bez złości, nienawiści, czy arogancji - cech tak powszechnych w dzisiejszym świecie. 
Przyjazny Człowiek
wodzie i drzewom
ludziom i ptakom
i... androidom.

Żukowa Mama przebrała się za krzaczek i cichcem wymknęła się z domu by zrobić kilka zdjęć. 

Ptasie osiedle domków jednorodzinnych (autorstwa K. J.)

Intymne wille

Tu i ówdzie budka

Inna perspektywa

Widok osiedla ptasiego od strony parkingu tylnego (na zadku)

Karmnik z misiem... Ale to inna historia: jest taka akcja u nas, by wystawić misia w oknie dla przechodzących dzieci, w ramach ogólnej sympatii w tym trudnym czasie. Ja mieszkam na trzecim piętrze i nie mam misia... Więc nie biorę udziału.







POWRÓT ŻUKOWEJ MAMY

  Trochę zatęskniłam za pisaniem... (no i pogoniła mnie też Jo). Miałam jednak dylemat, czy zacząć całkiem na nowo, czy wrócić do Żukowej Ma...