Do wyjęcia farb akrylowych (a było już tak ładnie posprzątane), "zmotywowała" mnie moja ulubiona sąsiadka. Jest to osoba niezwykle pogodna. Zawsze uśmiechnięta. Poważnie chora, niepełnosprawna fizycznie, potrafi swoim optymizmem obdzielić tabuny ponuraków. O swoim upadku z fotela i wypadnięciu biodra (sztucznego), opowiada prawie tarzając się ze śmiechu, (morfina jeszcze działa - myślę sobie)... Kiedy mnie złoży jakaś niemoc dostaję piękna kartkę z życzeniami zdrowia, ciastko, owocka... Jest moim zawsze pierwszym, (czasem jedynym), odbiorca/krytykiem fizycznym nowego obrazka.
Ale ostatnio to już przegięła... "Z okazji" mojej aktualnej niemocy, dostałam poetyczną kartkę, paczkę z CIASTKAMI W PUSZCE i szklaną bombkę z aniołkiem w środku. A na drugi dzień, gdy wychodziłam z domu, znalazłam na wycieraczce paczuszkę z czekoladkami. Luksusowymi.
No to wyjęłam te farby.
 |
Betlejem. Mały, okazjonalny obrazek. |
I dla Was kochani. Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia!
P.S. Do tych czekoladek sąsiadka Annie - nie przyznała się... Więc już nie wiem. Albo bardzo spóźniony Mikołaj, albo bardzo spóźniony wielbiciel...