Na podróż samolotową Mama Żuka włożyła pancerzyk w kratkę. Wygodne "kopytka" na czułki dolne, umożliwiające swobodne człapanie po angielskich ulicach i parkach - spisały się całkiem nieźle (tylko jeden odcisk).
M. Ż. odleciała wieczorem. Widok z okna samolotu oczarował ją niewymownie. Światełka w dole zasugerowały wewnętrzną budowę komputera, na której wszystkie elementy/ciki przymocowano do płytek (czasem nieregularnych), za pomocą świetlistego żelu. A morze pomiędzy lądami było niedużą plamą po rozlanej herbacie. Mama Żuka nie zdążyła się zdrzemnąć. Samolot wylądował i .... zaczęła się prawdziwa podróż. Setkami schodów, korytarzy i pociągiem... I znowu korytarze, jakaś winda i nareszcie! Jest wyjście z lotniska! I jest Żuk Pierworodny! Co za ulga.
Podróż do domku w Rushden była emocjonująca opowieściami,
zapytankami i odpowiadankami. Bo można godzinami rozmawiać telefonicznie czy "skypowo", ale dotyk, uśmiech czy łza w oku, to przecież inna bajka. Prawdziwa bajka. Nawet gdy Żuk J. siedzi za kierownicą po prawej stronie (!)....
W domku czekała Żuczkowa z pychotami, czyli przedświąteczną kolacją. Tego wieczoru i nocy, jadła, napoju czerwonego i procentowego oraz gadania, końca by nie było....gdyby nie to, że zaplanowana była jutro (dzisiaj? wtedy), wycieczka do Birmingham.
Pogoda tego dnia była pod psem, (nie obrażając psa). Taka londyńska...
Ciąg dalszy oczywiście nastąpi :-) o innych atrakcjach turystycznych i nie tylko Mamy Żuka w Anglii.
M. Ż. odleciała wieczorem. Widok z okna samolotu oczarował ją niewymownie. Światełka w dole zasugerowały wewnętrzną budowę komputera, na której wszystkie elementy/ciki przymocowano do płytek (czasem nieregularnych), za pomocą świetlistego żelu. A morze pomiędzy lądami było niedużą plamą po rozlanej herbacie. Mama Żuka nie zdążyła się zdrzemnąć. Samolot wylądował i .... zaczęła się prawdziwa podróż. Setkami schodów, korytarzy i pociągiem... I znowu korytarze, jakaś winda i nareszcie! Jest wyjście z lotniska! I jest Żuk Pierworodny! Co za ulga.
Podróż do domku w Rushden była emocjonująca opowieściami,
zapytankami i odpowiadankami. Bo można godzinami rozmawiać telefonicznie czy "skypowo", ale dotyk, uśmiech czy łza w oku, to przecież inna bajka. Prawdziwa bajka. Nawet gdy Żuk J. siedzi za kierownicą po prawej stronie (!)....
W domku czekała Żuczkowa z pychotami, czyli przedświąteczną kolacją. Tego wieczoru i nocy, jadła, napoju czerwonego i procentowego oraz gadania, końca by nie było....gdyby nie to, że zaplanowana była jutro (dzisiaj? wtedy), wycieczka do Birmingham.
Pogoda tego dnia była pod psem, (nie obrażając psa). Taka londyńska...
![]() |
Uliczkami się zaczęło... |
![]() |
Pierwsza fascynacja: budki telefoniczne, śmieszne taksówki i próba samobójcza pod piętrusem. |
![]() |
Muzeum Narodowe i jego okolice |
![]() |
Przecudne kontrasty: omszała katedra i super nowoczesna zabudowa |
![]() |
I inne kontrasty...- urokliwa uliczka, grajek na wszystkim, polski akcent i....z boku... |
![]() |
Na pizze do galerii handlowej - prawie zwodzonym mostem... |
![]() |
Rogacizna w Birmingham: Byk, Koziorożec i Złoty Cielec. Fotografował Baran |
![]() |
Mama Żuka w Birmingham |