wtorek, 20 grudnia 2016

Rozbrykane aniołki

                                  Rozbrykane aniołki dla Was :-)

weselą się zwyczajnie, pomimo....
Spójrzmy sobie w oczy bezpiecznie
Chwyćmy się za ręce bez bólu
Weźmy empatię na barki - koniecznie!
Uwijając się w życiu jak w ulu.

Wiem, zmęczeni jesteśmy chaosem
Bo strugane są wciąż nowe kołki
Ale jest przecież przystań za lasem
Więc bądźmy jak te aniołki....:-)


Mama Żuków postara się świętować i nie podsumowywać za dużo....



czwartek, 15 grudnia 2016

Nowe zmalowanie

Zrobienie nowego malunku na szybie przy drzwiach wejściowych, ("prawie-witraż"), trwało dwa dni. Przedwczoraj późnym popołudniem zmyłam "stary" i zrobiłam szkic nowej kompozycji na szybie. Wczoraj, dzień cały, wypełniałam pracowicie przestrzenie pomiędzy ciemnymi liniami. Farbami akrylowymi, które łatwo dość usuwa się z szyby, gdy obrazek się opatrzy :-). Dziś do południa poprawiłam "rysunek" kompozycji. 
A oto efekt:


..i lewa strona przedpokoju wraz z drzwiami wejściowymi

Teraz będę miała pewno przerwę w moich kreacjach, choć pomysły mi się kocą pod peruką... Ale wypadły mi z rąk: pojemniczek z zieloną farbką, szklanka z wodą i pędzelkami, a gdy już wszystko ładnie posprzątałam i postanowiłam posilić się wcześniej przygotowanym krupniczkiem - ten wylądował w zlewie, wypadając mi z rąk wraz z garnuszkiem. Dobrze, że do zlewu. I dobrze, że miałam jeszcze trochę w innym garnuszku :-).
Teraz dobra herbatka, fioletowy kaftan bezpieczeństwa, fotel do zbijania bąków i pełen relaks .... no chyba sobie zasłużyłam?...

czwartek, 8 grudnia 2016

Uszyłam sobie obrazek.....

Naprawdę. Szyłam. Maszynowo, (próbując szlaczki w mojej nowej maszynie do szycia), jak i ręcznie, (co przysporzyło mi więcej bólu niż się spodziewałam...).
Obrazek szyłam "na raty", przerywnik robiąc a to na Syzyfową Mamę Żuka, a to na kartki świąteczne.
Obrazek jest zimowo-świąteczny, (gdyby ktoś miał wątpliwości).


Obrazek dostanie świąteczne dekoracje, żeby tak bardziej poprawnie było....
Jak już wspomniałam, nie obeszło się bez bólu. Ale są też straty materialne... Moje rękawiczki domowo-robocze poszły w strzępy. Dobiło je przyszycie do obrazka. Trzeba było pruć.


Bożesz, jaka ja jestem ostatnio kreatywna.... ;-)

wtorek, 6 grudnia 2016

Moje kartki świąteczne

Dawno nie robiłam kartek "z okazji" własnoręcznie. Obecność i różnorodność gotowców oraz komplikacje osobiste w poprzednich latach - powodowały pójście na łatwiznę, czyli do odpowiedniego sklepu, kupienie gotowców, wypisanie ich i wysłanie.... A bywało też, że poczta tradycyjna, na mnie nie zarobiła. Ograniczałam się do kilku e-maili z życzeniami...
W tym roku postanowiłam inaczej. "Namalowałam" kilka kartek świątecznych. Są bardzo różne. Nie umywają się do tych sklepowych, ale bawiłam się świetnie :-), bo miałam czas i ochotę :-).

Z cyklu niebieskich choinek:






















I te choinki "wężykiem" pisane:





I te inne kartki z motywem Świętej Rodziny:




Zostało jeszcze kilka pomysłów, ale, (jako, że sprzątnęłam "warstat", bo mi stół był potrzebny do innej działalności), to zostawię je do przyszłego roku....


niedziela, 27 listopada 2016

BICICLETA - Cono Sur

To takie białe, półsłodkie, czy półwytrawne.... To dla niezorientowanych. Zorientowani wiedzą od tytułu.
Więc dziś przyjaźnię się z nim. A byłam tylko po świeczki...
Do adwentowego wianka. Wczoraj byłam, a po drodze do świeczek był taki sklep co się Mitra nazywa. Siostra wie o czym mówię...No i zrobiłam wianek i chciałam bardzo zdjęcie do Bet przesłać, ale mi nie wyszło. I pewno już dziś nie wyjdzie....
Więc wklejam sobie u mnie. Adwent, adwent kochani!


Pozowanie przy świetle słoneczka, na stole

A tu już na komodzie w asyście Świętej Rodziny

Wieniec jest "oszczędny" kolorystycznie, ale tak teraz mam. Tuż przed Świętami dostanie zielonego i czerwonego. I może złotego też. Teraz ma srebrne świeczki, a na środku świecznika jest porcelanowe serduszko z prochami Buni.
Życzę wszystkim miłego wieczoru. I nocy i dobrego poranka.
Paćko (takie małe - pa...)

środa, 23 listopada 2016

Ze świata Żuków Gnojników

Mama Żuka toczy swoją kulę.
                                            Toczy i toczy,
                                                     pcha i pcha,
                                            przed siebie,
                                                      w bok, a czasem do tyłu.
Co ileś tam lat, kula gnoju wysycha,
                                            rozlatuje się,
                                                     pęka jak bańka mydlana (?)

Mama Żuka - Syzyfka

Kulę można lepić i toczyć od nowa.... Ale na pół wieku i jeszcze trochę, Mama Żuka chciałaby, (mówiąc leśnym językiem), zapuścić korzenie,
                 przytulić się,
                          zagnieździć
w ciepłej, rozkosznie śmierdzącej i bezpiecznej kuli gnoju.
Ale ona rozpada się po raz kolejny....

Mama Żuka - Syzyf!   Syzyfowa Mama Żuka!

- Hej, hej, powiedz,
                         przyznaj- co robisz nie tak?, 
które błędy powtarzasz stale w procesie toczenia tej kuli?

M. Ż. jest zmęczona. Ale wstaje,
                                         zbiera się, bo jeszcze ta tęcza przed nią....
                                                     bo jeszcze tamte lasy nie zdobyte.....


sobota, 5 listopada 2016

Moje nowe-stare krzesełka

Przy przejmowaniu mojego najnowszego mieszkania, ponad pół roku temu, (w mordę jeża - jak ten czas gna), obłowiłam się w kilka nowych-starych rzeczy. Za dużą, trzydrzwiową szafę z lustrem oraz suszarkę - uiściłam nieco. A w piwnicy znalazłam (!) nieduży stolik i dwa krzesełka z tym samym motywem przy nóżkach co szafa. Śliczne....i strasznie zasyfiałe. Ale że drewno wiekowe i prawdziwe, to zostało pięknie wyczyszczone, wyszlifowane i wysmarowane przeze mnie pastą do antyków. Zostały tylko paskudne, brudne i potargane tapicerki krzesełek, na które narzucałam jakieś poduszki czy sweterki. Czekały na natchnienie moje. Doczekały się. 

Tuż przy kaloryferze walizka kartonowa z maszyną do szycia
ono pozuje....

Cały "komplet" znajduje się w sypialni + łóżko (z całkiem innego świata) i półki z książkami.
No i mam taką refleksję: kiedyś tam, rozbebeszenie, wyczyszczenie, wyszycie i obicie dwóch niewielkich krzesełek, zajęło by mi jeden dzień. No może półtora... A teraz tydzień prawie....I chlew w całym domu, czyli "warstat"... I brzydkie wyrazy w użyciu bo wielka pineska w podeszwie, złamany paznokieć i inne tragiczne wydarzenia. Normalnie moja "manualność" poszła w las. I boli... No i patrzę na ten mało profesjonalny efekt....i wiecie co? I się cieszę! Bo to są MOJE krzesełka!
Dodam jeszcze kawałek szafy na dowód, że to komplet :-)


A jak się zawezmę, to se uszyję czapkę-niewidkę.

POWRÓT ŻUKOWEJ MAMY

  Trochę zatęskniłam za pisaniem... (no i pogoniła mnie też Jo). Miałam jednak dylemat, czy zacząć całkiem na nowo, czy wrócić do Żukowej Ma...