Mamy Żuka chwilka trwała tydzień. Zbyt krótko by nacieszyć się, nagadać i naoglądać. Zbyt krótko lecz intensywnie. A więc mignęło jak chwilka.
Sobota 22 kwiecień. Żuczek ma wolne. A więc "Rogacizna bez Cielca" realizuje zaplanowaną wycieczkę. To wizyta w Cambridge.
Co jest Cambridge - każdy wie. Dla Mamy Żuka to taki Kraków i Wrocław oraz Maastricht (również stare uniwersyteckie miasto w Niderlandach). Oczywiście, każde z tych pięknych miast ma swój niepowtarzalny smaczek.
Pogoda tym razem dopisała. Rogacizna spacerowała po "ichniej" starówce, pstrykając masę zdjęć, (i upodabniając się do japońskich turystów...). Jedynie co przeszkadzało i powodowało zdwojenie fizycznego zmęczenia materiału Żuczkowego - to tłok... Do różnych kolorów spacerowiczów czy mieszkańców, Mama Żuka niejako jest przyzwyczajona, (z racji zamieszkiwania niderlandzkiego lądu). Ale spotkanie oko w oko z trzema kobietami (?) w burkach, było tak sobie przyjemne... M. Ż. doznała dreszcza... W Holandii burki są zabronione.
Ale do zdjęć. Wybór był bardzo trudny. Zdjęć zbyt dużo :-) ...
I nagle wydarzyło się coś wyjątkowego. Przyleciało UFO...
I wysiadły całkiem małe ufoludki, które chciały też pozwiedzać..
I powoli, nóżki żukowe powiedziały bardzo duże: NIE! My chcemy na parking! Ale parking był daleko... Więc M. Ż. i Żuczkowa zajęły wyżej upatrzoną i umówioną ławeczkę na słoneczku przy bocznej uliczce, i doczekały się wkrótce Żuczka w powozie...
W domku jeszcze kilka rozmów, ustaleń, uśmiechów i pakowanie. Szybko iść spać, bo trzeba wstać o 5-tej rano, by zdążyć na samolot. Mama Żuka stara się nie myśleć o tym, jak poradzi sobie po przekroczeniu bramki na odprawie...
Ale było OK. Jak widać i czytać, obyło się bez wpadek i większego stresu.
A w domku niespodzianka! Już chwaliłam się tam i ówdzie, ale muszę i tu: MAM PISKLĘTA! Jakiś czas temu pisałam, że w zdobycznej budce urządza gniazdko sikoreczka (samba). I właśnie mi piska w tej budce! I to nie jeden gardziołek. Nie wiem ile, nie zaglądam i staram się nie zakłócać... Chociaż wiem, że muszę normalnie użytkować mój tarasik na dachu :-)... To jest mój pierwszy przychówek :-).
Sobota 22 kwiecień. Żuczek ma wolne. A więc "Rogacizna bez Cielca" realizuje zaplanowaną wycieczkę. To wizyta w Cambridge.
Co jest Cambridge - każdy wie. Dla Mamy Żuka to taki Kraków i Wrocław oraz Maastricht (również stare uniwersyteckie miasto w Niderlandach). Oczywiście, każde z tych pięknych miast ma swój niepowtarzalny smaczek.
Pogoda tym razem dopisała. Rogacizna spacerowała po "ichniej" starówce, pstrykając masę zdjęć, (i upodabniając się do japońskich turystów...). Jedynie co przeszkadzało i powodowało zdwojenie fizycznego zmęczenia materiału Żuczkowego - to tłok... Do różnych kolorów spacerowiczów czy mieszkańców, Mama Żuka niejako jest przyzwyczajona, (z racji zamieszkiwania niderlandzkiego lądu). Ale spotkanie oko w oko z trzema kobietami (?) w burkach, było tak sobie przyjemne... M. Ż. doznała dreszcza... W Holandii burki są zabronione.
Ale do zdjęć. Wybór był bardzo trudny. Zdjęć zbyt dużo :-) ...
Centrum starówki i fragment Uniwersytetu |
Kamienica w bocznej uliczce i fragmenty Uniwersytetu... |
Fotografujemy...się... |
Początek drogi do centrum |
Tu zostałam wyśmiana, ale nie pamiętam z czego... |
Kilka detali |
Fotografujemy..., taki dziwny zegar i fragment katedry |
Nie udało się wygumować osoby... |
I nagle wydarzyło się coś wyjątkowego. Przyleciało UFO...
Takie całkiem małe UFO... |
Kilka instrukcji dla ufoludków... |
Ale one postanowiły samodzielnie na kamienno-mosiężnej mapie przestrzennej starówki... |
W domku jeszcze kilka rozmów, ustaleń, uśmiechów i pakowanie. Szybko iść spać, bo trzeba wstać o 5-tej rano, by zdążyć na samolot. Mama Żuka stara się nie myśleć o tym, jak poradzi sobie po przekroczeniu bramki na odprawie...
Ale było OK. Jak widać i czytać, obyło się bez wpadek i większego stresu.
A w domku niespodzianka! Już chwaliłam się tam i ówdzie, ale muszę i tu: MAM PISKLĘTA! Jakiś czas temu pisałam, że w zdobycznej budce urządza gniazdko sikoreczka (samba). I właśnie mi piska w tej budce! I to nie jeden gardziołek. Nie wiem ile, nie zaglądam i staram się nie zakłócać... Chociaż wiem, że muszę normalnie użytkować mój tarasik na dachu :-)... To jest mój pierwszy przychówek :-).
Przychówek - piękna rzecz.
OdpowiedzUsuńZdjęcia - rewelacyjne! UFO - niezwykłe!
Anglia w słońcu - wygląda prześlicznie podobnie jak Autorka bloga.
Tak mi jakoś syntetycznie wyszedł ten komentarz:))
Kometarz - piekny!
UsuńDziekuje - bardzo 😀😉
Biedne nozki! Ale oplacilo sie :)
OdpowiedzUsuńZdjecia ciekawe, humory, jak widac dopisywaly, bedzie co wspominac!
Tak jest! 😉☺
UsuńW Cambridge byłam wiele lat temu. Ale UFO niestety nie spotkałam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za piękną relację.
:-)
Taką małą namiastką dzielę się z Wami :-)
UsuńŻuczka to masz rozkosznego...;o)
OdpowiedzUsuńPrawda? A jaki mąąąądry :-) Jeszcze jest młodszy Żuczek ale większy :-)
UsuńCambridge monumentalne i piekne zresztą, mury które niejedno widziały. Nie lubię wyjeżdżać, z domu też ;-) ze mną jest tak, że gdzie pomieszkam kilka dni, to powoli zaczynam się czuć jak w domu i żal wyjeżdżać.
OdpowiedzUsuńOj, to chyba normalne :-) Jeszcze jak się dawno Żuczków nie widziało, że jak w domu się czujemy na wyjeżdzie... Chociaż ja byłam gościem pełną gębą, (nie pozwolono mi pozmywać po posiłku i.t.p.). Tak więc chętnie do swojego domku wróciłam, by robić swoje po swojemu :-) i pełna wrażeń.
UsuńPiękne zdjęcia, chciałabym kiedyś tam pojechać. A takie małe ptaszeczki to dobry znak. Tak myślę. I myślę, że po tym wypadzie jesteś porządnie naładowana pozytywną energią. Trzymaj ją mocno. :)
OdpowiedzUsuńDziś leje, jest paskudnie i w kościach łamie...Ale pozbieram się około południa :-)
UsuńWspaniała rzecz taki tydzień w oderwaniu od codzienności, za to z miłymi sercu ludźmi!
OdpowiedzUsuńWspaniały! :-)
UsuńWielka radość we mnie zagościła, żeś do własnego domu szczęśliwie wróciła. Niech Ci pisklęta kwilą, a humor dopisuje. Mam nadzieję, że pomimo deszczu wspaniale się czujesz. Uściski.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Iwonko przemiła,
UsuńŻeby jeszcze wiosna w słońce obrodziłą! :-)
Fajna wycieczka, super zdjecia☺pozdrawiam cieplutko☺
OdpowiedzUsuńFajna wycieczka, super zdjecia☺pozdrawiam cieplutko☺
OdpowiedzUsuńDziékujé ślicznie podwójnie ;-)
UsuńBardzo lubię takie spacery.
OdpowiedzUsuńA grupa pań omotanych po czubek głowy wprawiła mnie kiedyś w histerię, na której fali wyciągnęłam rodzinę za uszy z centrum handlowego i uciekłam do domu. Bo mi się wydawało, że zaraz MUSIMY wylecieć w powietrze.
Psychoza jakaś...
Dlatego doznałam dreszcza... Bo w końcu nie wiesz co jest w środku takiej burki. I ile granatów ma... I choć życie pokazuje, że panie te pod burką mają kilogramy złota, torebki od Versacze i innym Diorem oblane sa - to i tak prześwietlasz i widzisz kubraczek z ładunków wybuchowych... ;-)
UsuńTEORETYCZNIE tak.
Usuń(głosem Dudka Dziewońskiego)
Znaczy: teoretycznie te versacze i diory, ale człowiek wychowany w innej kulturze ma wątpliwości, czy aby do raju nie postanowiły iść gromadnie.
UsuńJa wiem, to jest takie płaskie i ksenofobiczne. Ale nie będę przecież udawać, że myślę inaczej, niż myślę. Nie jestem aż tak zakłamana. A, no i nie uznaję czegoś takiego, jak poprawność polityczna.
To jest nas dwie ;-)
UsuńNa takiej wycieczce to aparat z rąk żal wypuszczać:-)
OdpowiedzUsuńNa moim balkonie były kiedyś 3 gniazda jaskółek i gdy pojawiły sie pisklęta, to dopiero był pisk, ale zero owadów za to:-)
Pozdrawiam wycieczkowo:-)
No wŁaśnie...próbowałam coś opowiedzieć i czuję niedosyt. Bo mogłam jeszcze to albo tamto zdjęcie zamieścić ;-)
UsuńWczoraj udało mi się dwa dziobki zobaczyć. :-)