poniedziałek, 25 lipca 2016
środa, 13 lipca 2016
Holenderskie tropiki :-)
Czyli byłam na wycieczce :-)
A oto mała relacja z Parku Orchidei (de Orchideeen Hoeven - een tropisch paradijs). Park ten, a raczej olbrzymi kompleks "szklarniany" znajduje się na obrzeżach miasteczka Luttelgeest w prowincji Flevoland. Jest podobno unikalny w Europie.
Zanim jednak przejdę do małego fotoreportażu, chciałam parę słów o samym Flevolandzie, bo to też unikalna sprawa :-)
Flevoland jest dwunastą, najmłodszą prowincją Holandii. Stworzono go w 1986 roku po długiej bitwie z zatoką Zuiderzee.
Nazwa Flevoland pochodzi od Flevomeer, czyli jeziora Flevo, które w czasach rzymskich pokrywało teren prowincji. A więc taka "sztuczna wyspa", "usypana" w wielkiej zatoce.
Od mojego Roermond (prowincja Limburg), jedzie się około 2 godz. samochodem.
A teraz do rzeczy:
Najpierw był tropik "całą gębą", czyli palmy, bananowce, jeziorka, wodospady, rośliny przecudnej urody, ryby (też monstrualnych rozmiarów), żółwie (również piętrowe), liany, bambusowe chatki, mostek na linach (przeszłam!) - a wśród tej orgii tropiku - orchidee. Wszędzie i różne. Wielkie i drobne, wiszące i płożące się.
A później "pokoje" z papużkami
A na koniec "salony" motyli....
Najtrudniej było z motylami.... te to nie bardzo chcą pozować, ale jakieś "trofea" mam :-)
Przyjemnej podróży życzę :-)
A oto mała relacja z Parku Orchidei (de Orchideeen Hoeven - een tropisch paradijs). Park ten, a raczej olbrzymi kompleks "szklarniany" znajduje się na obrzeżach miasteczka Luttelgeest w prowincji Flevoland. Jest podobno unikalny w Europie.
Zanim jednak przejdę do małego fotoreportażu, chciałam parę słów o samym Flevolandzie, bo to też unikalna sprawa :-)
Flevoland jest dwunastą, najmłodszą prowincją Holandii. Stworzono go w 1986 roku po długiej bitwie z zatoką Zuiderzee.
Nazwa Flevoland pochodzi od Flevomeer, czyli jeziora Flevo, które w czasach rzymskich pokrywało teren prowincji. A więc taka "sztuczna wyspa", "usypana" w wielkiej zatoce.
Od mojego Roermond (prowincja Limburg), jedzie się około 2 godz. samochodem.
![]() |
mieszkam w małym ogonku (pomiędzy Belgią i Niemcami) |
A teraz do rzeczy:
Najpierw był tropik "całą gębą", czyli palmy, bananowce, jeziorka, wodospady, rośliny przecudnej urody, ryby (też monstrualnych rozmiarów), żółwie (również piętrowe), liany, bambusowe chatki, mostek na linach (przeszłam!) - a wśród tej orgii tropiku - orchidee. Wszędzie i różne. Wielkie i drobne, wiszące i płożące się.
![]() |
Na ostatnim zdjęciu bliżej nieokreślone zwierzątko, coś z małpiatek |
![]() |
"piętrowe" żółwie i inne pływające bestie |
![]() |
Domki, przystanie, a nawet cymbały :-) |
A później "pokoje" z papużkami
A na koniec "salony" motyli....
Najtrudniej było z motylami.... te to nie bardzo chcą pozować, ale jakieś "trofea" mam :-)
Przyjemnej podróży życzę :-)
poniedziałek, 11 lipca 2016
Jaskinia hazardu
W każdą niedzielę,
około czwartej po południu,
bez względu na pogodę,
schodzą się lub przyrowerują pod adres mojej Siostry, 3 w słusznym wieku kobiety. W porywach 4.
Miejsce akcji:
Adres Siostry, ze względu na ..... wzgląd. O "wzglądzie" poniżej.
Osoby:
1. Gospodyni adresu,
2. Siostra Gospodyni adresu, czyli ja,
3. Koleżanka Dorotka, wcale nie malusia,
4. Koleżanka Reginka, blondynka.
Jeśli chodzi o "wzgląd", to Renia, zwyczajnie: nie ma w domu innych członków, (rodziny), psa oraz komarów. Ja też nie mam, (...no, komary miewam), ale jestem jedyna niepaląca. A wiadomo, przy kartach nie wychodzi się na balkon na papieroska....
W związku ze stałym adresem Jaskini Hazardu, uczestniczki przynoszą drobne przekąski i przepitki :-)
Gramy na pieniądze, (oczywiście!), w t.z.w. remika. Podczas gry dochodzi czasem do gorących dyskusji, (również polityczno-społecznych, wcale nie żartuję), ale ogólnie jest wiele śmiechu i relaksu "intelektualnego". Nierzadko odbywają się również śpiewy chóralne, w wykonaniu Duetu Sióstr. Znamy się bowiem z Renią od dziecięctwa i różne piosneczki i przyśpiewki kojarzą nam się.....
N.p.:
- "Mam sekwensik, mam,
komu ja go dam,
nie dam ja go niiikomu,
nawet memu luuubemu,
TEGO SEKWENSIKA NIE DAM!!!
I tu następuje walnięcie ręką w stół..
Oczywiście rozgrywają się również dialogi, których nie powstydziłyby się najwyższe sfery intelektualne:
- Kto teraz daje?
- Pytek.
- Ach, ona zawsze dobrze daje (buhaha)....
- Nie, to już przeszłość...
- Hallo, ty myślisz, że jak masz sukienkę w palemki, to możesz tego asa pod stołem maltretować?! szulerka!
- Jak tak gwizdnę w ten ryży łeb, to się z tego krzesła nie
wyskrobiesz! Zostałam z dżokiem na ręce!
- A co wolałabyś go gdzie indziej?...
- A po kija mi ten dupek żołędny?
- Daj, przytulę.....
I.t.p. i i.t.d......
Do domu wracam wieczorkiem, uwędzona, z trampkiem w pysku, jakbym przez kilka godzin żuła tabakę.... Ale zadowolona, że tradycji stało się zadość, nawet jak przegrałam z kretesem... Zawsze przecież można się odegrać w następną niedzielę :-)
około czwartej po południu,
bez względu na pogodę,
schodzą się lub przyrowerują pod adres mojej Siostry, 3 w słusznym wieku kobiety. W porywach 4.
Miejsce akcji:
Adres Siostry, ze względu na ..... wzgląd. O "wzglądzie" poniżej.
Osoby:
1. Gospodyni adresu,
2. Siostra Gospodyni adresu, czyli ja,
3. Koleżanka Dorotka, wcale nie malusia,
4. Koleżanka Reginka, blondynka.
Jeśli chodzi o "wzgląd", to Renia, zwyczajnie: nie ma w domu innych członków, (rodziny), psa oraz komarów. Ja też nie mam, (...no, komary miewam), ale jestem jedyna niepaląca. A wiadomo, przy kartach nie wychodzi się na balkon na papieroska....
![]() |
Na pierwszym planie wędzona Dagmarka |
W związku ze stałym adresem Jaskini Hazardu, uczestniczki przynoszą drobne przekąski i przepitki :-)
Gramy na pieniądze, (oczywiście!), w t.z.w. remika. Podczas gry dochodzi czasem do gorących dyskusji, (również polityczno-społecznych, wcale nie żartuję), ale ogólnie jest wiele śmiechu i relaksu "intelektualnego". Nierzadko odbywają się również śpiewy chóralne, w wykonaniu Duetu Sióstr. Znamy się bowiem z Renią od dziecięctwa i różne piosneczki i przyśpiewki kojarzą nam się.....
N.p.:
- "Mam sekwensik, mam,
komu ja go dam,
nie dam ja go niiikomu,
nawet memu luuubemu,
TEGO SEKWENSIKA NIE DAM!!!
I tu następuje walnięcie ręką w stół..
Oczywiście rozgrywają się również dialogi, których nie powstydziłyby się najwyższe sfery intelektualne:
- Kto teraz daje?
- Pytek.
- Ach, ona zawsze dobrze daje (buhaha)....
- Nie, to już przeszłość...
- Hallo, ty myślisz, że jak masz sukienkę w palemki, to możesz tego asa pod stołem maltretować?! szulerka!
- Jak tak gwizdnę w ten ryży łeb, to się z tego krzesła nie
wyskrobiesz! Zostałam z dżokiem na ręce!
- A co wolałabyś go gdzie indziej?...
- A po kija mi ten dupek żołędny?
- Daj, przytulę.....
I.t.p. i i.t.d......
![]() |
ostatnie rozdanie... |
Do domu wracam wieczorkiem, uwędzona, z trampkiem w pysku, jakbym przez kilka godzin żuła tabakę.... Ale zadowolona, że tradycji stało się zadość, nawet jak przegrałam z kretesem... Zawsze przecież można się odegrać w następną niedzielę :-)
środa, 6 lipca 2016
Trzy wersje lata
Tak, tak! Nareszcie i w mojej Holendrowni nastało lato!
I to takie jakie lubię: trochę powyżej 20-tu stopni, delikatny wietrzyk, czasem mała chmurka uśmiecha się i mruga filuternie do mojego małego, różanego ogródka :-).
Udało mi się zaliczyć sjestę południową na leżaku, nie narażając jednocześnie na "oparzenia" słoneczne mojego nadobnego ciałka.
Tak więc, wśród zapachu róż i lawendy u ich stóp, przyszła do mnie Pani Wena. Usiadła na brzegu "podnóżka" (lub stoliczka), tuż obok talerzyka z kawałkami arbuza - i zaczęła łechtać gałązką mięty moje odsłonięte ramiona.....
Zrobiło się bardzo przyjemnie, a nawet erotycznie....
Poczułam się zwyczajnie.......szczęśliwa......
A że wraz z błogim stanem ducha drepcze w parze rozleniwienie, stać mnie było jedynie na otwarcie laptopa... :-)
Przypominam więc popełnione wcześniej różne wersje lata.
Każda jest inna, w innym stylu i inną techniką malowane. Tak już mam.
Dziś jestem chaos letni :-)
Życzę wszystkim owocnego ładowania baterii :-)
I to takie jakie lubię: trochę powyżej 20-tu stopni, delikatny wietrzyk, czasem mała chmurka uśmiecha się i mruga filuternie do mojego małego, różanego ogródka :-).
Udało mi się zaliczyć sjestę południową na leżaku, nie narażając jednocześnie na "oparzenia" słoneczne mojego nadobnego ciałka.
Tak więc, wśród zapachu róż i lawendy u ich stóp, przyszła do mnie Pani Wena. Usiadła na brzegu "podnóżka" (lub stoliczka), tuż obok talerzyka z kawałkami arbuza - i zaczęła łechtać gałązką mięty moje odsłonięte ramiona.....
Zrobiło się bardzo przyjemnie, a nawet erotycznie....
Poczułam się zwyczajnie.......szczęśliwa......
A że wraz z błogim stanem ducha drepcze w parze rozleniwienie, stać mnie było jedynie na otwarcie laptopa... :-)
Przypominam więc popełnione wcześniej różne wersje lata.
Każda jest inna, w innym stylu i inną techniką malowane. Tak już mam.
Dziś jestem chaos letni :-)
Życzę wszystkim owocnego ładowania baterii :-)
niedziela, 3 lipca 2016
Wycieczka do Oudenbosch
Oudenbosch to jest miasteczko w Brabancji Północnej w mojej Holendrowni. Jest miastem rodzinnym Sąsiada-Przyjaciela.
W normalnych warunkach pogodowych jedzie się samochodem około godziny z Roermond. Myśmy jechali prawie półtora godziny..... Raz słońce świeciło nieprzytomnie, by za chwilę niebo robiło się czarne, przerywane groźnymi błyskawicami, a wycieraczki nie nadążały odsłaniać widoku przed przednią szybą....
Wycieczka zapowiadała się ..... średnio na jeża .....
Na miejscu okazało się, że Bazylika Św. Agaty i Św. Barbary w Oudenbosch, (duma Brabant), jest zamknięta....
I tu dobiła do nas Siostra Przyjaciela z informacją, że otworzą około 14-tej.
Następne półtora godziny spędziliśmy w restauracji urządzonej w zabytkowym Kapel van de Broeder's van St. Louis (klasztor Braci od Św. Luisa), naprzeciwko Bazyliki. Zdjęcia nie zrobiłam, bo byliśmy mokrzy, zanim parasole zostały otwarte. Po wypasionym lunchu i przy namiastce słoneczka - udaliśmy się do Bazyliki.
Przy czym okazało się, że baterii w aparacie nie doładowałam w domu .....
Tak więc następne zrobione są telefonem.
A to zdjęcie ściągnięte z internetu....
Basiliek H.H. Agatha en Barbara to kościół rzymsko-katolicki zbudowany w latach 1865 - 1892 z inicjatywy ks. Willema Hellemonsa, według planów Pierre'a Cupersa.
W/w ksiąc studiował i mieszkał lat kilkanaście w Rzymie. Uwielbiał to miasto i jego architekturę. I zapewne dlatego Bazylika św. Agaty i Barbary jest kopią Bazyliki Św. Piotra w Rzymie pomniejszoną czterokrotnie. Po renowacji w 1912 otrzymała tytuł Bazyliki Mniejszej :)
Kilka fotek z wewnątrz:

A po duchowej degustacji trafiliśmy na zaprzyjażniony kamping...... I przy ptasich trelach ukoiliśmy emocje całego dnia :)
Pomimo "dziwnej" pogody, wczorajsze spotkania uważam za niezwykle udane :)
W normalnych warunkach pogodowych jedzie się samochodem około godziny z Roermond. Myśmy jechali prawie półtora godziny..... Raz słońce świeciło nieprzytomnie, by za chwilę niebo robiło się czarne, przerywane groźnymi błyskawicami, a wycieraczki nie nadążały odsłaniać widoku przed przednią szybą....
Wycieczka zapowiadała się ..... średnio na jeża .....
Na miejscu okazało się, że Bazylika Św. Agaty i Św. Barbary w Oudenbosch, (duma Brabant), jest zamknięta....
I tu dobiła do nas Siostra Przyjaciela z informacją, że otworzą około 14-tej.
Następne półtora godziny spędziliśmy w restauracji urządzonej w zabytkowym Kapel van de Broeder's van St. Louis (klasztor Braci od Św. Luisa), naprzeciwko Bazyliki. Zdjęcia nie zrobiłam, bo byliśmy mokrzy, zanim parasole zostały otwarte. Po wypasionym lunchu i przy namiastce słoneczka - udaliśmy się do Bazyliki.
Od frontu |
Tak więc następne zrobione są telefonem.
A to zdjęcie ściągnięte z internetu....
Basiliek H.H. Agatha en Barbara to kościół rzymsko-katolicki zbudowany w latach 1865 - 1892 z inicjatywy ks. Willema Hellemonsa, według planów Pierre'a Cupersa.
W/w ksiąc studiował i mieszkał lat kilkanaście w Rzymie. Uwielbiał to miasto i jego architekturę. I zapewne dlatego Bazylika św. Agaty i Barbary jest kopią Bazyliki Św. Piotra w Rzymie pomniejszoną czterokrotnie. Po renowacji w 1912 otrzymała tytuł Bazyliki Mniejszej :)
Kilka fotek z wewnątrz:

![]() |
Przy organach odbywaja się koncerty |
![]() |
Z ukosa :) |
![]() |
Nawa główna |
![]() |
Madonna z Dzieciątkiem |
![]() |
Pomnik "Naszego" Papieża w znakomitym towarzystwie :) |
A po duchowej degustacji trafiliśmy na zaprzyjażniony kamping...... I przy ptasich trelach ukoiliśmy emocje całego dnia :)
![]() |
Pod daszkiem - niestety |
![]() |
Jak się rozpaliło, to musieliśmy pod daszek, bo znowu deszczyk |
Pomimo "dziwnej" pogody, wczorajsze spotkania uważam za niezwykle udane :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)
BAJKI ŻUKOWEJ MAMY
Żukowa Mama ma kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt bajek. Jedna z pierwszych, "wyrażonych", osobistych bajek: "Pajęczyna...

-
W mojej Holendrowni temperatura kręci się około zera, a nocą to nawet spada do -3... i spadł w nocy śnieg. Ale już przed południem ni...
-
Żukowa Mama ma kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt bajek. Jedna z pierwszych, "wyrażonych", osobistych bajek: "Pajęczyna...
-
Pomalowałam następne dwie szybki. Nad każdymi drzwiami w moim mieszkaniu mam bowiem szybkę. A przy drzwiach wejściowych nawet więcej niż je...