Nie, to nie jest mój Jazz. To była Coco, Lalunia, ukochane zwierzątko domowe, Chuahua, niestety Ś.P... Była najlepszą przyjaciółką kuzyneczki M.
Portret Coco powstawał w pauzach pomiędzy budowaniem Gródka i kuchni Capałowej.
Teraz jestem na etapie kładzenia, klejenia listew podłogowych. A że robota jest "nakolanna", to będą też jakieś przerwy... :-))
Tak się cieszę,Że
OdpowiedzUsuńZrobilłaś to
Dla mnie i ją namalowałaś
mi ją namalowałaś❤️💋🌺
Ja też się cieszę, że się cieszysz :-)
UsuńZnakomity portret!
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie :-)
UsuńPrzesłodkie cacuszko!
OdpowiedzUsuńJak to Lalunia :-)
UsuńJa tu chyba jakiegoś bana mam - moje komentarze się nie pokazują. Zamienię bana na banana!
OdpowiedzUsuńNo więc już wiem gdzie Cię szukać. Znalazłam Cię... reklamach mego maila tym razem. A poprzednie dwa komentarze miałam miałam w socjalnych w mailu, a tu nie było...
UsuńJakaś czarna magia tu mi miesza. Banana zostaw na podwieczorek.
Cudna Lalunia, super portret "pieseła", bo Lalunia jak malowana, musiała być kochana, gdy taka zadbana :-)
OdpowiedzUsuńSerdeczności
W oczkach widać charakterek...;o)
OdpowiedzUsuńZaniemowiłam z wrażenia, bo ostatni raz na Twoim blogu byłam, gdy pokazywałaś zdjecia nowej siedziby. Przeczytałam dzisiaj zaległe posty i nie mogę uwierzyć jak wiele zdziałałaś. Kuchnia i ogród bardzo mi się podobają. Będę czekała na zdjęcia sypialni i innych pomieszczeń. Powodzenia i uściski.
OdpowiedzUsuń