Postanowiłam zaskoczyć się sama. Piszę... Już chyba tydzień piszę...
Bo jeśli chodzi o mój mały Capałyk i Gródek, czyli projekt życia, to można się nigdy nie doczekać, że projekt będzie (za życia), skończony.
Bo miałam plan taki: skończę n.p. sypialnię, zrobię wpis sypialniany;
skończę kuchnię, będzie wpis kuchenny; i.t.d. i.t.p....
Ale że moja naiwność nie ma granic, to... no wiecie.
Nic nie jest skończone. Niby detale, już, już niewiele, ale....
No i :
primo: przyszedł sezon ogródkowy. Powrót z Jazzem ze spacerku dopołudniowego kończy się inspekcją Gródka, (gdzie co kiełkuje, rośnie, przyjęło się czy nie) i zamawianiem kolejnych sadzonek.
No i :
duo: zamieszkiwanie powoduje zmiany w aranżacji capałowej... Coś tam sobie wymyśliłam, ale użytkowanie przebudowuje pierwsze pomysły. Więc się "przebudowywuję"...
Gródek jednak dostarcza mi najwięcej "przygód krew w żyłach mrożących", emocji
i radości odkrywania.
Poza, oczywiście, pustoszeniem zasobów finansowych.
Ale że stał się on moim nowym hobby, (czyt. obsesją), to zapewnia mi swoistą "równowagę sił".
Dać-brać.
Daje satysfakcję.
Bierze siły witalne ;-).
W tym odcinku pozostanę więc przy Gródku.
Przygoda gródkowa rozpoczęła się od wydłubania około 20 m2 cegieł parkingowych, (Tak, tak, bo chciałam na pobliskiej budowie pozbyć się cegieł na zasadzie: oddam za darmo ale sobie je wykopcie. Lecz pan fachowiec mi wyjaśnił, że mam cegły uliczne lub parkingowe i nie nadają się do budowy "murów obronnych" fryzjera Romana). Tak więc, sama se...
Po drodze, na obrzeżach przestrzeni kopanej, napotkałam na 3 bloki betonowe, połączone grubym przewodem, po chamsku odciętym przy tarasie. I od stojących lamp ogrodowych. Sąsiad mówił, że były pięęęękne. Oświetlały cały ogród... Odczułam to na rachunku za prąd, który tu naliczają na podstawie średniej z trzech lat... Ale że założyli mi panele słoneczne to i tak wyszłam na swoje.
Z wydłubanych cegieł zbudowałam kilka donic okrągłych, ścieżkę do rozarium, strategiczne obwódki oraz osobiste murki obronne, (gdyby co...). Zaś za niewątpliwy sukces budowlany uważam płot z kieszonkami, który odciął mnie nareszcie od wścibskiej sąsiadki.
Płot:
Dostałam 2 palety rozmontowane w deski. (Bo jak inaczej przewieźć to na rowerze)... Przycięłam co trzeba, zmontowałam, starczyło na kieszonki. Oto płotek przysąsiedzki.
Po skonstruowaniu powstał pomysł kieszonek |
Zagruntowane zielonym |
Próba plecenia.... |
W efekcie belejakie zatykanie patykami |
Zasiedlanie kieszonek |
Truskawki przyszły |
Chciałam jeszcze dodać coś "tragicznego", żeby się szanownemu państwu nie wydawało, że samodzielne budowanie ogródka to bułka z masłem...
Pod cegłami, na gliniastej ziemi odkrył się piach. Na piachu rośnie słabo... Do wielkich ceglanych donic należało nasypać czegoś żyznego. I przekopać. Pierwsze podejście do góry ziemi parkowej na pobliskim skwerku... :
Przywiązałam wielką plastikową donicę do "rusztowania" kółkowego po starej torbie na zakupy. Oczywiście wzięłam piesa na spacer...
Kółka rozjechały się na środku ulicy,
ziemia wywaliła się,
pies uciekł.
Młodzi ludzie zmyli się z widoku, a samochody omijały z trudem, (bo to mała, wąska uliczka). Piesuń na szczęście wrócił i towarzyszył mi dzielnie gdy ruchem obrotowym dotachałam donicę do Gródka. Gdy po 20 min. złapałam oddech, okazało się, że ziemia ledwo wypełniła jedną "donicę"...
Donica też się rozwaliła |
Kiedy po dwóch tygodniach przeszła mi niechęć do absolutnej samodzielności, odkryliśmy z Jazzem kolejną skarpę żyznej ziemi. Tym razem Jazz został w domu. Wzięłam rower z koszem na piesa i 5 wielkich reklamówek do wypełnienia ziemią.
3 wypełnione ziemią reklamówki poszły do kosza i po jednej do toreb rowerowych.
Ruszyłam.
Mój czarny rumak stanął dęba i przewrócił się na lewy bok.
Nie miałam siły go podnieść. Pomógł mi pan, który dowodził dżipem. Doczłapaliśmy z rumakiem do Gródka.
I znowu ciężki oddech przez 20 min.... Ale tym razem napełniły się 2 donice.
Bez komentarza ... |
O innych przygodach rowerowych napiszę przy innej okazji. Wypada kończyć ten kilometrowy wpis...
A co mało śmieszne jest... byłam przekonana, że wysłałam wpis wczoraj wieczorem... No kurcze, starzeję się cyco?
W tym układzie jest okazja by złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia świąteczne :
NAJWESELSZYCH
NAJSMACZNIEJSZYCH
A PRZEDE WSZYSTKIM:
SPOKOJNYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH
No nareszcie. Bo ja tu czekam i czekam. Na te relacje. Aż się boję o cokolwiek pytać, żeby nie oberwać...
OdpowiedzUsuńNo co Ty... Przecież ja nie biję...
UsuńJa tylko, jak się tak wyeksploatuję fizycznie i emocjonalnie, to nie mam siły na myślenie. A co dopiero na pisanie ;-)
Wszystko wspaniałe.....A ile wrażeń. :-)
OdpowiedzUsuńDagmaro wpadnij do mnie po odbiór kartki świątecznej...
Byłam chyba przedwczoraj. Wybrałam, a później klikłam sobie nie w to co trzeba... i wiesz... Ale to było w telefonie. Teraz idę w lapku.
UsuńO ! Zagladalam codziennie i nic.A tu dziś i wielkie zaskoczenie.O matko ile Ty się nameczylas,i opisy fajne i super zaslonka przed sąsiadka.Masz wspaniale pomysły.Juz widzę te piękne zwisające truskaweczki.Powodzenia w dalszych pracach.Wszystkiego naj ,zdrowia,siły,pomysłów i spokoju nie tylko na Wielkanoc.Marta uk
OdpowiedzUsuńO wierna Marto! Takie osoby jak Ty mobilizują do ujawnienia się czasem :-)
UsuńPozdrawiam serdecznie
Nareszcie, Najdzielniejsza z Dzielnych! Nieźle podżyłaś, a jednak nie sposób się nie uśmiechnąć czytając! :-)
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej przez Święta daj sobie wolne. Odpocznij, zrelaksuj się, uśmiechnij choć parę razy... Niech się darzy!
No podżyłam, ale ile mam frajdy jak później widzę efekty :-)
UsuńWzięłam sobie wolne. Nawet żurek ugotowałam i upiekłam bananowy chlebek :-)
Z uśmiechaniem się nie jest u mnie źle :-)
Najśmieszniej jest gdy odkrywam kolejnego siniaka i nie wiem jak i kiedy go zdobyłam. Później przypominam sobie zdarzenie, które zawsze jest... śmieszne :-)
Życie bywa trudne ale bardzo zabawne. Czasem :-)
Brawo za dzielność i dążenie do celu:))
OdpowiedzUsuńRysuneczki jak zawsze rewelacyjne i dlatego czekam na ich więcej.
Powodzenia w uprawie kieszonek i doniczek.
Dzięki serdecznie 😊
UsuńWszystko będzie OK. Jakoś tak... mam pokłady optymizmu w posiadaniu 🤩🌻🍀🌷. Pomimo wszystko 💪
S. O. S.! Moje komentarze przepadają bez wieści!
OdpowiedzUsuńNa pewno jakiś "ruski" miesza....🤔
UsuńRaczej wpadają do spamu...
UsuńWiedziałam, że po tak długim milczeniu post będzie spektakularny...;o)
OdpowiedzUsuńOoo, hehe... akurat ja znam się na Żarach...🤪
UsuńWreszcie! 1 maja, Daga zrobiła sobie wolne i mogła zajrzeć na bloga. Kiedy mamy następne święto?
OdpowiedzUsuńWnet 🤩...
UsuńChyba wpadłam do spamu, więc od nowa piszę z podziwem dla Twojej zaradności. Ogród to jednak ciężka praca i niewdzięczna, bo jak nie chwasty, to robactwo, choróbska zielska, ślimactwo, deszcze albo susza... Kłopotów moc. I gdyby nie radość oczu, że udało się wyrosnąć ziółkom czy kwiatuszkom, to nie wiem, czy nie lepiej byłoby odpuścić. Ogródek to bliskość natury i ruch tak potrzebny dla zdrowia :-)
OdpowiedzUsuńTo wszystko prawda Ultro. Ale mnie to wszystko rajcuje jak nie wiem co... :-)
Usuń