wtorek, 25 sierpnia 2020

Niecodzienna codzienność Żukowej Mamy - PIESOWE PRZYGODY.

 Jak niektórzy z tutejszych czytaczy wiedzą, Żukowa Mama zrobiła ostatnio karierę zastępczej mamy dla potrzebujących piesków. Od razu rzucona na głęboką wodę, podjęła się opieki nad labradorem o imieniu Roki. 

Roki gościł u mnie dwa tygodnie. Najłagodniejszy na świecie czarny nufnol trafił do mnie w dobie największej swojej chuci i wysypie okolicznych, seksownych suczek. Niestety, te okoliczne, maleńkie piękności reagowały na Rokiego jazgotem paniki... Przez dwa dni przychodziliśmy do domu zziajani. Niezaspokojony Roki próbował gwałcić dostępne mu poduszki, a ja zaczęłam wątpić w swoje fizyczne możliwości opieki nad dużym i silnym piesem. 

Kiedy minęła fala seksu, okazało się, że Roki jest niezwykle grzecznym i przyjaznym psim towarzyszem. Poza dwiema sytuacjami. 


1. Obecność wody (koniecznie błotnej, zielonej i z kaczkami),

2. Obecność jakiejkolwiek piłki w zasięgu wzroku Rokiego...

W pierwszym wypadku udało się nam NIE wykąpać, tylko dlatego że na ścieżce koło stawu pojawiła się młoda blondynka labradorka, z przystojnym opiekunem na smyczy... 

W wypadku piłki... należy puścić wiązadło. Albowiem inaczej osoba na drugim końcu smyczy wraca do domu z obdartą skórą przednią i bez butów... Wizja na krykloczku to sugestia Gordyjki w rozmowie prywatnej... Żukowa Mama ma jednak niewiele wspólnego z balonikiem. No OK. Wizualnie tak, ale wagowo na pewno nie. Ale wyobraźnia działa...

To kilka zdjęć Rokiego "w naturze":



Jeszcze w domu... jeszcze nie wie co go czeka... ;-)


Koniecznie chciał na MOJEJ CZĘŚCI kanapy polegiwać...

Jeszcze spróbował wykopać mnie sprzed telewizora... - "no przecież widzisz jak mi tu niewygodnie"... A trzecie podejście do szkicu nie wyszło... Węgielek został  pożarty....

"No, nareszcie na właściwym miejscu... można wyspać się jak człowiek... i nawet pobiegać przez sen".

Jeszcze kilka fotek z terenu przydomowego. 

1. Czułe przywitanie z jednym z sąsiadów. 

2. i 3. Przystanek u Josa. 

4. Ha, mamcia wróciła! Grzecznie krzyżykiem do domu :-).

Roki, Pimpuś, Nufnol odjechał do swojego domu. Ledwo się odsprzątałam, sąsiadka poprosiła mnie o opiekę nad jej staruszkiem, który wabi się Terri. Mam więc następnego nufnola, we wtorki i czwartki po kilka godzin. Terri jest jakąś 1/5 ciężkości Rokiego i większość czasu spędza na spaniu...

Alzo, geen probleem.


Jak widać Terii komponuje się świetnie kolorystycznie z moją podłogą ;-)

Spoko. Następnym razem wezmę pod piekę coś jeszcze mniejszego... (Może jakąś rybkę?).














23 komentarze:

  1. Och, Juniorzy kiedyś szaleli za podobnym psem jak Terri, tylko ciemniejszym, a na imię miał Twix. I w sumie był aktywniejszy.

    A labradory uwielbiam, ale nie miałem nigdy do czynienia z takim pełnym chuci. Może bym zmienił zdanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Labrador w chuci jest... trudny...
      Ja nie wiem jak podchodzi do facetów... ale mnie próbował molestować, gdy powynosiłam jaśki z kanapy, jedne do prania, drugie do sypialni... Ale to trwało dwa dni. Generalnie takie bydlądko jest kochane. Tylko należy mieć dużo siły w rękach i być mocno stabilnym ;-) Bo się uśmiechniesz do niego to natychmiast chce dać buzi i... leżysz wymamlany na podłodze... ;-) No wesoło jest.

      Usuń
  2. Z rybką to trudno na spacer wychodzić... Tak myślę...

    TYLKO NIE BIERZE BULLDŻEKA!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście w okolicy chadzają w większości takie małe, kudłate terierowate. 😍
      Z rybką żartowałam. Ani z nią nie pogadasz, ani nie powygłupiasz...:-)

      Usuń
    2. Etam nie pogadasz... A KTO CI ZABRONI??? 🤣

      Usuń
  3. Piękna wizualizacja !! ;o)
    Terri uroczy !! A z Rokiego był wyśmienity podnóżek...;o)
    Może przerzuć się na żółwie ?? Ale nie takie z Galapagos...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żółwie (te greckie :-)) też potrafią... być śmieszne...
      Miałam kiedyś jednego, za czasów zaściankowych, co się Dziadek Jacek nazywał. Miał swoje "solarium" ale generalnie to łaził sobie po salonach. Szczególną frajdę miały chłopaki jak przechodził pod stołem po stopach koleżanek moich... Przyjaźnił się z Lońką (mały terierek z brwiami jak Leonid Breżniew...). Dziadek Jacek potrafił szybko pokonywać przestrzeń spod balkonu do kuchni, gdzie taranował miski Loni, maczając się w mleku, które się szybko zsiadało na nim, i które Lonia zlizywał z niego pieszczotliwie. Niezapomniane wołania Żukowej Mamy: "Jareczku zapnij Loni smycz,(pieseł lubił znikać na trochę, by znaleźć się po dwóch dniach sfilcowany), i wystaw Dziadka Jacka na trawnik!"- elektryzowały niektóre bardzopoprawnematkipolki, dopóki się nie przyzwyczaiły...
      Ech zwierzaki... o każdym można by książkę pisać 😊😍

      Usuń
    2. Moja siostra rozmawiała kiedyś z fryzjerką nt wykastrowania psów. Per "musiałam mojego wykastrować (tu: amore)".

      Klientka obok omal z zawałem nie skończyła.

      Usuń
    3. He, he , dobre. Lubię takie niedomowienia:-)

      Usuń
    4. Jeśli pamiętasz (opisywałam), to opiekowałam się kiedyś szkolnym żółwiem dzieciaków...Nazywał się Robin Schódł...Tyle, że on akurat urósł dwukrotnie przez dwa miesiące i Pani od biologii dała mi szlaban...A ja na wywiadówki nosiłam pokrojoną, surową wątróbkę i dokarmiałam go potajemnie...;o)

      Usuń
    5. Aaaa, rozpasłaś żółwia Robina! ładnie to tak?

      Usuń
  4. Rybki w roli podopiecznych są najlepsze, szczerze polecam nawet wielkie akwaria:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko kiepsko się z nimi spaceruje... :(

      Usuń
    2. Ale z drugiej strony taki rekin w akwarium na spacerze.... Jaki szacun na dzielni od razu!

      Usuń
    3. Myślisz, że dałabym radę?
      Prowokacja do robienia krykloczków...
      Chmm, te małe szczekacze to by chyba w ogóle z domu nie wychodziły...

      Usuń
    4. Ad. Tetryk, a akwarium na kółkach... co Ty na to?

      Usuń
    5. Od kilku minut szukam w domu miejsca na akwarium dla rekina.

      Usuń
    6. I z napędem wspomaganym elektrycznie! :)

      Usuń
    7. Jo, Tetryk,
      Przez moment myślałam o zagospodarowaniu "mojego" dachu na akwarium. Ale to wiąże się ze zgodą mojej spółdzielni i innych lokatorów. Także rekin odpada. Tym bardziej, że w celu wyprowadzania rekina na spacer, (w akwarium na kółkach z napędem wspomaganym elektrycznie), musiałabym zatrudnić tresera rekinów... Nie stać mnie w tej chwili ;-)
      P.S. Ale gdyby co, nazywałby się Karol :-)

      Usuń
    8. Mogłabyś go przynajmniejnamalować.

      Usuń
    9. Że niby rekina Karola, czy trenera?...

      Usuń
    10. Całą trójkę! Rekina w akwarium na kółkach, trenera kształtującego mu dobrotliwość i Dasię przy dyszelku :-)

      Usuń
  5. No tak. Mogłabym np. zamiast telewizora takie akwarium mieć:-)

    OdpowiedzUsuń

HISTORIA JEDNEJ PRZYJAŹNI

    Spotkanie nastąpiło na przełomie siódmej i ósmej klasy. Były wakacje i Dasia z rodzicami przeprowadziła się do jednego Zaścianka koło So...