Był sierpień 2017
Wówczas mysz próbowała zadomowić się u mnie po raz pierwszy. W sypialni. Nie mając tam ani wiktu, ani opierunku, próbowała w kuchni. Też jej nie wyszło. Przyszedł pan ze spółdzielni, zostawił dwa "trujące domki"... i mysz spakowała plecaczek i sobie poszła. Na taras.
Pisałam o tym TU zamieszczając taki portret myszy:
Sierpień 2018
Lubię wracać do domu. N.p. z jakiś wakacji. Ale nie lubię gdy powraca mysz. Tym razem zrezygnowała z sypialni, próbując zainstalować się w pracowni, skąd tylko kilka kroków/skrobnięć/skoków/tuptów do kuchni. Porozstawiałam łapki, (sąsiad śmiał się, że chcę wykarmić wszystkie gryzonie na osiedlu, gdy zobaczył ilość serka w łapce). Mysz zresztą była wykształcona i zjadała serek z łapki, bez ryzyka śmierci... Ale pewnego ranka zobaczyłam kromkę chleba w moim chlebowniku... Dla mnie prawie nic nie zostało... No to się zeźliłam okrutnie. Upolowałam mysz chlebownikiem, wyrzucając jego zawartość (mysz i chleb pozostały), na dach przy moim tarasie.
Mysz nie powróciła tej jesieni...
fruwająca zawartość chlebownika |
Sierpień 2019
Jestem po operacji czegoś tam. Polegujemy z Anią na kanapie przed telewizorem. Coś gdzieś skrobie. Po chwili widzę wyraźnie mysz, która chyłkiem przebiega pod murkiem kuchennym w kierunku balkonu.
Taki dialog:
- Aniu, mamy kumpelę do stołu. Widziałam właśnie mysz...
- Dasiu, ty już dziś nie pijesz...
Nie zabolało mnie specjalnie, bo właśnie skończył się napój bogów czerwony, który sączyłyśmy przez dwa wieczory.
Rano pokazałam palcem ślady po myszy. Ania dalej była sceptyczna, ale dzielnie wyjęła odkurzacz. Kiedy po dwóch tygodniach opieki nad cioteczką wyjechała, wymyłam szafki w kuchni. Drugiego dnia, kąty w pracowni. Wykończona, (bo przecież dwa tygodnie byczyłam się na kanapie, która wyssała moje siły), zaległam na poduchach i pod kocykiem. Na stoliku, pod ręką kawałki serka i kiełbaski, czyli "śnupki" telewizyjne. I nagle patrzę, idzie ta szara zdzira z siekaczami, PO KANAPIE, w kierunku mojego talerzyka ze śnupkami. Odezwałam się do niej po niderlandzku ,(w końcu to niderlandzka mysz), spojrzałyśmy sobie głęboko w oczy, po czym myknęła.
Spotkanie przy serze |
Na drugi dzień zasiadłam do lapka. Znalazłam i kupiłam dwa urządzenia do odstraszania myszy dźwiękiem. Działają! Od jesieni zeszłego roku nie mam myszy W DOMU. Nabyłam się jednak obsesji sprzątania, zbierania okruchów i natychmiastowego mycia naczyń. Kiedy właśnie obsesja zaczęła mi przechodzić
i poczułam smak życia "bezmysznego"... :
Luty 2020
Po przeżytych tajfunach, wyszłam na mój dachowy taras, by rozeznać szkody i posprzątać bałagan po wichrach. Patrzę i oczom nie wierzę w donicach z różami, iglakiem i wśród wychodzących tulipanków - dziury. Ziemia wykopana wala się tu i ówdzie. Przypominam, że mieszkam na trzecim piętrze, więc kret nie wchodzi w rachubę ;-). Mysz polna lub nornik jakiś... Idę jutro sadzić czosnek. Słyszałam też, że można nasiusiać do takiej wykopanej dziurki i też pomaga... Ale w różach to ja ryzykować nie będę... ;-)
No i co? Czy mogę liczyć już tylko na mysią miłość?
Tak. W związku z tym, nabyłam sobie mysz do przytulania :-)
Mysz do przytulania w złożeniu |
Mysz do przytulania w rozłożeniu (albo w całej rozciągłości) |
Rozłożona mysz rozłożyła mnie na łopatki ze śmiechu:-) Jak na coś nie ma rady to trzeba to polubić. Słusznie więc przytulasz
OdpowiedzUsuńsię do myszy!
Dokładnie tak jest jak mówisz 😁 Walczę i lubię 😍
UsuńPodziwiam Twoje poczucie humoru i odwagę walki z myszą. Życzę aby ta przytulanka była jedyną myszką, która Ci będzie towarzyszyć.
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne. Tez sobie życzę 😊
UsuńMysz do przytulania może być. Sama posiadam.
OdpowiedzUsuńWYŁĄCZNIE taka może być.
No tak próbuję wywalczyć od mysiego świata... Zobaczymy kto kogo.
UsuńMasz rację - z myszkami można się kochać, ale na dystans! W końcu bariery gatunkowe nas do czegoś zobowiązują...
OdpowiedzUsuńNo to chociaż przytulić.... albo... o, jakby taką mysz wytresować. To nareszcie bym miała kogoś co mi z ręki je 😏🐭
UsuńZ jedzeniem z ręki na ogół nie ma problemów... do czasu konkluzji, że ręka za mało daje!
UsuńJak zwykle masz rację. Ten temat też jest mi znamy. Konkluzja: należy zastosować właściwą tresurę ;-)
UsuńKiedyś mieliśmy mysz Klementynkę...:o) Niestety zginęła tragicznie...Nie zrozumiała, że musi się schować w słoiku, bo przyjeżdża Kuzynka z mysią fobią...;o)
OdpowiedzUsuńTwój myszor zarąbisty !! ;o)
Oczywiście mówisz o myszoru do przytulani;-)
UsuńAleż to przecudna historia Dagmaro, Śmiałam się i wzruszałam na przemian...
OdpowiedzUsuńNaprawdę CUDO :-))
Dziękuję Stokrotko stokrotnie :-))
UsuńMyszy... Zdaje się, że miłość została odwzajemniona... Nie sikaj do dziurek, bo jeżeli Twój mocz będzie sprzyjał rozmnożą się i będziesz zmuszona poniekąd rozmnożyć uczucia do tych istot
OdpowiedzUsuńWtedy ta pluszowa może poczuć się zdradzona
Pluszowy Mysior absolutnie nie jest zagrożony. NOOIT!!!
UsuńDo dziurek powkładałam czosnek i ćwiartkę cebuli. Póki co jest spokój. Łapka też nieruszona. Więc albo się wyprowadziła, albo zakamuflowała, albo schowała głęboko pod kafle...
A nie lepiej byłoby zaprzyjaźnić się, usiąść do stołu i obgadać strategię wspólnego działania??
OdpowiedzUsuńPowiedz tej myszy, że albo dokłada się do czynszu, albo fora ze dwora😆
Ryzykowne! Na mocy umowy najmu mysz może zażądać od landlady remontu wszystkich dziurek! ;)
UsuńNo! Właśnie. Nie zamierzam ze złośliwym gryzoniem umów żadnych zawierać. Żre mi tulipany od spodu, bydle.
UsuńAle jest światełko w tunelu. Dostaliśmy list z naszej spółdzielni, że będą w marcu kontrolować mury zewnętrzne, dachy, okna i co tam jeszcze. Zamierzam zgłosić poważną usterkę moralną zewnętrznie. Jak nie wezmą poważnie zgłoszenia, to nie płacę czynszu!... ;-)
Całe szczęście, jedyną myszą jaką mamy w domu jestem ja ;) Tak mnie nazywa Mój Mąż ;)
OdpowiedzUsuńA szara czy może biała, (albo jakaś łaciata)? ;-) 😉
UsuńWitam serdecznie w moim "pokoju nad światem".
Melduję, że uzewnętrzniły się moje mordercze instynkty... Właśnie dziś w nocy, na moim tarasie, dokonała się egzekucja dwóch mysich istnień. Okazuje się, że lubią pindakaas... (to taka tutejsza pasta do smarowania chleba).
OdpowiedzUsuńOperacja pod kryptonimem "Mysz 004", kontynuowana będzie do skutku...
Miały wybór... mogły się nie tykać... mogły poprzestać na twoich tulipanach! ;)
UsuńNo dokładnie tak jest jak mówisz... Ale żeby tylko tulipany, one moje róże zaczęły podkopywać... I temu wypowiedziałam im okrutną wojnę. Dziś "poszły" dwie następne... I przestałam karmić ptaszki 😥
UsuńMysza jest super, mam takiego barana i świetnie się sprawdza na wyjazdach :D Fajnego masz bloga, będę wracała :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Serdecznie witam w moich progach 😍
UsuńTak, takie poduchy są fajne :-)
Dziękuję za komplement,
Pozdrawiam ciepło