No i taki pewno zostanie...
Obraz p.t. "Rozmowy kuchenne".
Albo "Rozmowy rodzinne".
Może więc: "Rozmowy rodzinne w kuchni"?...
Nieskończony obraz. Niekończący się obraz?.... |
Żukowa Mama była dwa tygodnie w Anglii w okresie świąteczno-noworocznym.
U Starszego Żuka i jego "Koleżanki Justynki"(czyli t.z.w. Starszyzna). Zjechali tam również: Żuk Młodszy z samych Katowic oraz Córa mojej BigZus z Berlina. Zrozumiałe jest więc, iż było to Spotkanie Na Międzynarodowym Szczycie.
A szczyt na szczycie odbywał się głównie w maleńkiej kuchni...
Zaczynało się prozaicznie...
Ktoś szedł zrobić kawę lub herbatę...
Ktoś inny miał pomysł na coś do...
Następny przychodził i...
I w ten sposób rozpoczynały się rozmowy, kontynuowały przerwane w nocy dyskusje, snuły się wspomnienia, konkluzje i plany na jutro, pojutrze i na przyszłość. Z tychże uniesień wyrywał Żukową Rodzinę gwizdek czajnika lub smród przypalonej jajecznicy... Ale wszystkie świąteczne potrawy i wypieki, wszystkie wygotowywania były takie... takie, że tylko z dzieciństwa u babci pamiętam...
Były to najwspanialsze święta od wielu, wielu lat. Może od zawsze?... Bo zorganizowane bez "przymusu świątecznego", a z samego chcenia...
Porozjeżdżało się Żukostwo do swoich "lasów". I zaczął się, kuźwa, rok 2019..., (lekarze, szpitale, gruzy i belasting).
Powyższy obraz zaczął się malować przeszło miesiąc temu... I pewno będzie się jeszcze malował do u....nej śmierci..., (żartuję sobie oczywiście). ;-)
A ta śmierć na "u" to będzie oczywiście "śmierć uśmiechnięta" :)
OdpowiedzUsuńNo przykro mi, ale u...na śmierć raczej się nie uśmiecha... Ale spróbuję połaskotać. To może jednak... ;-)
UsuńWaśnie dzisiaj uświadomiłam sobie, że gdybym chciała spróbować namalować obraz, to zupełnie bym nie umiała. Bo to się jakoś robi - czymś, na czymś, coś trzeba najpierw, a coś potem... Luuudzie, wiedza tajemna!
OdpowiedzUsuńMoja siostra mówiła, że ponoć z ołówkiem w zębach się urodziłam...;-) Więc tak sobie myślę, że w takiej sytuacji to od dziecięctwa mnie interesowało "co na czym, czym i co najpierw" :-). Moje koleżanki prosiły "starych" o ciucha z peweksu, a ja staczałam boje o wypasione, piętrowe kredki i farby olejne. Takie dziwadło byłam ;-)
UsuńGuzik z pętelką, to nie dziwadło. Pachnie mi to czymś gorszym: artystą z prawdziwego zdarzenia!
UsuńAle nie ubliżasz mi, prawda?... ;-)
UsuńYyy... no... tego... chyba nie?
UsuńUf.... kamień z serca....
UsuńDo stworzenia obrazu potrzeba głowy( dla pomysłu ) i talentu.
OdpowiedzUsuńTy z pewnością masz jedno i drugie.
Kuchnia jest faktycznie najlepszym miejscem na rozmowy...
Coś jest w tych kuchniach, prawda?
UsuńTeraz mam t.z.w. otwartą kuchnię... i to jest już inna sfera...Ale wystarczy mi :-).
Dzięki za komplement.
O tak u mnie w kuchni radio,z programmp pierwszym,ksiąŻki i rozmowy nie do końca poważne
UsuńU Ciebie jeszcze malowanie
Jesteś widzę górą
Obraz w moim odczuciu jest gotowy, bo mozna wyczuc w nim atmosfere rozmow, a nie wali oczywistoscia po oczach :) Jest taki zamglony, jak dusze... Mozesz go juz spokojnie oprawic i zawiesic :)
OdpowiedzUsuńA co do kuchni:
Kuchnia w moim domu (jeszcze z rodzicami) byla miejscem do siedzenia i plotkowania. Miescil sie tam duzy stol, krzesla i cale oprzyrzadowanie kuchni. Byla jasna, bo z duzym oknem, ciepla i przytulna. Fajnie sie tam siedzialo....
Teraz mam mini kuchenke, gdzie mozna sie tylko okrecic na jednej nodze, ale bez drzwi (ktore wyrzucilam) i otwarta na duzy pokoj z duzym stolem z wygodnymi krzeslami. Tez sie fajnie siedzi i plotkuje, swiatlo idzie przez podwojne drzwi tarasowe, duzy kaloryfer promieniuje cieplem.
Jedno, co jest nie tak, to lampa, nie moge trafic na taka, ktora dawalaby duzo swiatla przyjemnego dla oka, nie razila, zeby mozna bylo przy niej czytac czasopisma, ktore niestety maja blyszczace strony, albo dlubac na drutach.
W ogole z lampami w calym domu nie moge dojsc do ladu!
Pozdrowienia marcowe, czyli garncowe sle :)
:-) Obraz wisi, oprawiać nie będę...No i "dochodzę" jeszcze do niego.
UsuńJa też pamiętam "tamte" kuchnie jako centrum życia rodzinnego, a czasem towarzyskiego. No bo gdzie "najsmaczniej" klachało się z koleżanką :-). Teraz nie mam zbyt wiele odwiedzin, to i kuchnia ma funkcję typowo kuchcenną...;-)
Zastanawiam się, czy to przypalona jajecznica daje taki błękitny dym?
OdpowiedzUsuńObraz jest rewelacyjny i trudno mi sobie wyobrazić "dokańczanie". No, ale to ty jesteś artystką, więc rozumiem, że twoja wizja może je zawierać... dla nas będzie ona dostępna dopiero, jeżeli to zrobisz...
Ten obraz pewno zostanie "z niebieską mgiełką przypalonej jajecznicy... Choć mam w planie podmalować tu i ówdzie...Ale tylko tu i ówdzie ;-)
UsuńMaluj Dagmaro maluj...
OdpowiedzUsuńTyle w tym obrazie będzie treści...
Chociaż - według mnie - to ten obraz już jest gotowy.
Serdeczności pozostawiam.
Prawie gotowy...;-) Będzie się działo... ;-)
UsuńCiekawa jestem jak domalujesz gwizd gwizdka:))
OdpowiedzUsuńPrzydałby się element "przywracający do życia" bujające w obłokach postacie. Skoro obraz nieskończony to wszystko jeszcze jest możliwe.
Już mam nawet wizję tego gwizdającego gwizdka ;-)
UsuńAle przecież gdybyś nam nie powiedziała, nikt z nas nie odgadłby, że ten obraz jest nie dokończony! Wygląda, jakby tak miało być.
OdpowiedzUsuńHmmm... Pomysle jeszcze.. 😉
UsuńMiałem na końcu języka prawie błyskotliwe życzenia z okazji Twojego dzisiejszego święta, ale po namyśle skasowałem. Gadanie o tym, żeby zawsze mieć odpowiedni pędzel pod ręką brzmiało co najmniej dwuznacznie, pomimo moich najczystszych intencji. Dlatego poprzestanę na tradycyjnym "wszystkiego najlepszego" - i wielu, wielu chęci do malowania, bo wszyscy z tego czerpiemy radość.
UsuńDziękuję serdecznie, za życzenia "wszystkiego najlepszego", chociaż i: "zawsze odpowiedni pędzel pod ręką", też brzmi fajnie ;-)...
UsuńTyle miłości jest na tym obrazie, że nie mam pojęcia co jeszcze "wciśniesz"...Ja nawet obłok pary z tego gwizdka widzę...;o)
OdpowiedzUsuńPiękna jesteś w błękitach...;o)
Zawsze dobrze się czułam w niebieskościach :-)...
OdpowiedzUsuńMoże uda mi się jeszcze ten zapach przypalonej jajecznicy? ;-)...
Obraz jest świetny.
OdpowiedzUsuńA ja nadal nie mogę ustawić żeby mi się wyświetlały bieżące powiadomienia... Cały czas ten półpasiec u mnie wisi 😟
I nie tylko u Ciebie wisi mój półpasiec... Nie potrafię nic więcej zrobić, niż zrobiłam po sformatowaniu lapka kilka miesięcy temu... Już nawet ten wpis wyrzuciłam z bloggera i nic...A w ogóle to półpasiec uszkodził nie tylko mojego blogera, ale i lewe ucho, lewe oko, lewy nos... On zwyczajnie zawiesił się na lewej stronie mojej głowy i co jakiś czas drażni się ze mną :(
UsuńĆwiczę nową opcję. Obserwuj przez e-mail sobie zaznaczyłam. I zobaczymy przy nowym poście, czy mnie poinformuje. Bo teraz przysyła mi na maila informacje o komentarzach pod postem.
UsuńPółpasiec znaczy groźniejszy, niż lekarze sądzą :D
A w ogóle obraz jest IDEALNY i nie kombinuj.
Usuń:-))
UsuńNiedokończony ? To tylko Ty o tym wiesz, a poza tym zawsze możesz udawać, że "tak ma być":) Moim zdaniem i tak wygląda bardzo dobrze. Gratuluję talentu.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komplement i witam w Mary Czary :-).
UsuńMam w planie tylko maleńkie "maźnięcia" pędzlem tu i ówdzie ;-), ale czy dojdzie do tego, to jeszcze nie wiem ;-)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńObraz uważam za dokończony. Taki... z zamierzoną nutą niedomalowania pozostawiającego miejsce na dopowiedzenie... Lubię być odbiorcą, który sam sobie 'dopowiadomalowuje'. Nie chcę od artystów kawy na ławę,o!
Pozdrawiam serdecznie.
:-) "Wykapowałaś" mnie z ta koncepcją "Rozmów kuchennych"... Choć odbiega jeszcze od zamierzonego efektu...
UsuńI dziękuję za "artysta".... czasem nawet się poczuwam...
Cieszę się, że rodzinne spotkanie Żuków było tak udane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam również serdecznie :-)
UsuńI jak jest?
OdpowiedzUsuńMalujesz?
Yyy... chwilowo mam przerwę w malowaniu... Tutejszy Urząd Podatkowy zatruwa moją krew... więc koncentruję się na nauce "urzędowego niderlandzkiego języka"... ;-)
UsuńArtysty nie wolno poganiać.
Usuń(ToyStory 2)
Broń boże! Gdzież bym śmiała poganiać...
UsuńDag, może spróbuj teraz Ty zatruć życie Urzędowi Podatkowemu? Tak w ramach przyjemnej odmiany.
Właśnie się kompletuję....
UsuńZrób to w sposób absolutnie wypasiony!
UsuńZrobiłam... i nawet dzis miałam od nich telefon, że wkrótce dostanę odpowiedź na piśmie... Teraz czekam na to pismo...
UsuńJuż szykuj odpowiedź! :)))
UsuńTu na blogu atmosfera jak w tej kuchni. Tak cichutko nieśmiało zajrzałam przez uchylone drzwi. To ja Makówka -mogę?
OdpowiedzUsuńJasne! Jeszcze się zmieścisz. Tylko nie opieraj się o kuchenkę...Bo ten "knefel" od piekarnika można włączyć niechcący... ;-) i sobie coś przypiec ;-)... No i koniecznie "wejściówka" w postaci czerwonego trunku bogów ;-)
UsuńNo ba. Bez wejściówki na początek dla nieśmiałej Makówki ani rusz.
OdpowiedzUsuńNieśmiałej?!!! Taka Przebojowa Makówka, to przynajmniej z pięciolitrowym dzbanem trunku musi ;-)....
UsuńWidzisz, widzisz jak dobrze udaję przebojową! Nawet Ty się nabrałaś!
OdpowiedzUsuńAle dzban obowiązkowo!
Gratuluję, obraz jest niezwykły.
OdpowiedzUsuńDziékujé serdecznie :-)
UsuńŚwietny obraz, jaki tam niedokończony! Od pierwszego wejrzenia skojarzył mi się z pastelami Degasa (błękitne tancerki). Z tymi kuchniami coś jest, że wszyscy chcą w nich siedzieć, kręcić się i gadać. jest więc ruch, zamieszanie, dym przypalonej jajecznicy - ten obraz genialnie to wszystko oddaje :).
OdpowiedzUsuń