poniedziałek, 24 lipca 2017

Pierwszy "etap" wakacji naznaczony.... Grenlandią...

Z lotniska Katowice-Pyrzowice odebrała mnie Ada. 
- Myślałam, że będziecie razem z Mateuszem... - rzekłam.
- Mateusz jest w domu, ma różne spotkania przed wyjazdem...
  Ale my pojedziemy teraz do rodziców na obiad i uzgodnienia 
  wspólnego wyjazdu do Mszany - dodała szybko.
OK. Wydało się logiczne. W końcu jest ostry sezon w fachu filmowo-fotograficznym, więc musi Żuczek uwijać się przed wyjazdem na Żukowszczyznę. Tak pomyślałam sobie jako Mama Żuka.
Obiadokolacja była, jak zwykle u Elżbiety i Marka, znakomita.
Zakończona deserem w postaci tarty z truskawkami.
Wieziemy do domu pół blaszki dla Żuczka.

Przez cały czas miałam wrażenie jakiejś tajemnicy...

Mateusz skoczył na dół po winko na specjalne okazje...
I oznajmił, że jedzie na... Grenlandię. Za trzy dni...

Po pierwszym szoku mój organizm zaczął przyjmować informacje o wyprawie żeglarsko/wspinaczkowej na Grenlandię. I o tym, że mój Żuczek będzie to filmował.
http://ekstremalnieiwysoko.pl/

Organizm przyjął również truskawkę


A później wszystko zaczęło stawać na głowie. Przygotowania do ekspedycji zmieszały się z emocjami złożenia przez Adę pracy doktorskiej. I mieszanka wybuchowa gotowa. Zapalnik niepotrzebny.
Wystarczą emocje. Na całe szczęście pozytywne. Tyle uczucia...

Żuk spakował się i odleciał... 
W domu zostały kobiety. 


Z dziennika "wakacyjnego i nie tylko"

Kotek Nastii kontroluje

Przed spakowaniem...


Kobiety pozostałe w domu po odlocie Żuczka, zaczęły intensywnie organizować sobie czas przed wyprawą na Żukowszczyznę.
Kino, wernisaż, muzeum. Spacer wieczorny, spotkania.
Moja Gosia, jedyna przyjaciółka od podstawówki i "nasza" herbaciarnia w Sosnowcu.
Wypad do Krakowa. 
Jaki Kraków jest (piękny), każdy wie. I nie będę popisywać się fotkami. Tylko dwoma, z Kazimierza, gdzie jadłam pyszności (szyjki gęsie nadziewane wątróbkami), w towarzystwie blogera Tetryka. 
Rozczarował trochę Mocak (Muzeum Sztuki Współczesnej).


Nie ma drugiego takiego miejsca...

Mama Żuka w zielonkawym worku na kartofle
A pomiędzy, sms-y Grenlandia-Polska, sprawdzanie w internecie pozycję Berga, jachtu, na którym płyną. Jeszcze wtedy była łączność...

C.d.n.


21 komentarzy:

Unknown pisze...

A jaki tam worek..

alElla pisze...

Klik dobry:)
Skoro wyprawa na Grenlandię jest żeglarsko - wspinaczkowa, to i filmowiec też będzie się wspinać, czy z jakiegoś helikoptera wspinaczy filmować?

Sukienka - "kartoflany worek" przypadła mi do gustu. Czy mogę prosić o rysunek kroju?

Pozdrawiam serdecznie.

iwonakmita.pl pisze...

Ale miałaś chłodno-gorącą niespodziankę, będzie o czym opowiadać:) Krakowa i Kazimierza zazdroszczę. Pozdrawiam gorąco:)

maradag pisze...

To prawda. Filmowiec też się wspina, tyle że ma dodatkowe zabezpieczenia linowe. Śpią też "w ścianie" na takich specjalnych półkach zawieszanych na linach. Trudno mi sobie to nawet wyobrazić...
A "kartoflany worek" jest prosty jak parasol ;-). Kupiłam sobie do niego specjalnie drewniane koraliki w Krakowie i zostały w Katowicach :(
Pozdrawiam również serdecznie

maradag pisze...

To prawda. Wprawdzie dwa czy trzy miesiące wczesniej coś wspominał, ale przygotowywał się cichcem (przedewszystkim fizycznie), bo do ostatniej chwili nie było wiadomo czy wyprawa się odbędzie. Sponsorzy i te rzeczy... Ale ja o tym wszystkim nie wiedziałam.
Równie gorące uściski :-)

Bet pisze...

Podziwiam estetykę pakowania, ani śladu bałaganu! Niesamowite.
Piękności Krakowa z przyjemnością potakuję: Tak, tak:)))
Ale najbardziej mnie fascynuje kunszt rysownika. Miiistrzuuu...

maradag pisze...

A Ty...wyjechała mi tu z mistrzem jakimś... no dobra, lubię to;-).
No i wiesz, wszelką estetykę moje Żuczki po kimś odziedziczyły... ;-)

Stokrotka pisze...

No to przeżycia.
I teraz oczekiwanie...

Nitager pisze...

Zacznę mu zazdrościć, gdy wyprawa odbędzie się w "przeciwpołożną" - np. na Karaiby.

maradag pisze...

Popiracić się marzy ? :-)

gordyjka pisze...

A wiesz, że na Wrzosowisko docierały tylko linki "ekstremalnieiwysoko", a ja się dwa tygodnie zastanawiałam gdzie Cię poniosło ?!
Poza tym, w zielone worki pakuje się ogórki !! ;o)
Co do jesiennego zazębiania to jestem "za", ale daj znać na maila trochę wcześniej, bo ja wiesz, jesień mogę mieć zababciowaną...;o)

maradag pisze...

Czyli ekstrema ciągnie do ekstremy? ;-)
Ze znawczynią jarzyn wszelkich nie będę dyskutować... No i oczywiście zaanonsuję się jak będę znała "rozkład zajęć" :-)

maradag pisze...

Tak, tak...to czekanie to jakas zmora...

Nitager pisze...

Zaraz tam popiracić... Pospacerować pod palmami... Niech mi tam piękna Kreolka, w spódniczce z trawy i białą orchideą we włosach, poda zimne mojito i gorącego buziaka. A w oddali, niech na kotwicy stoi moja fregata...

maradag pisze...

A wiec o takie skarby chodzi... 😉

Stokrotka pisze...

Wiem coś o tym.
Bo teraz też czekam...

Ultra pisze...

Jesteś nieprzeciętnie uzdolniona. I wiersze, i rysunki, i dowcipne teksty, o zdjęciach również nie zapominam.
Zasyłam serdeczności

Ultra pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
maradag pisze...

Jej... dziękuję serdecznie :-)

Joterkowo pisze...

Podziwiam i tak Twój spokój ducha. Oszalałabym z niepokoju, chociaż teraz też "szaleję", chociaż mój synek TYLKO porusza się po kraju.

maradag pisze...

Już wracają. Z sukcesem. Dzis dostałam wiadomość, że są w miejscu wypłynięcia w Grenlandii.

POWRÓT ŻUKOWEJ MAMY

  Trochę zatęskniłam za pisaniem... (no i pogoniła mnie też Jo). Miałam jednak dylemat, czy zacząć całkiem na nowo, czy wrócić do Żukowej Ma...