Z lotniska Katowice-Pyrzowice odebrała mnie Ada.
- Myślałam, że będziecie razem z Mateuszem... - rzekłam.
- Mateusz jest w domu, ma różne spotkania przed wyjazdem...
Ale my pojedziemy teraz do rodziców na obiad i uzgodnienia
wspólnego wyjazdu do Mszany - dodała szybko.
OK. Wydało się logiczne. W końcu jest ostry sezon w fachu filmowo-fotograficznym, więc musi Żuczek uwijać się przed wyjazdem na Żukowszczyznę. Tak pomyślałam sobie jako Mama Żuka.
Obiadokolacja była, jak zwykle u Elżbiety i Marka, znakomita.
Zakończona deserem w postaci tarty z truskawkami.
Wieziemy do domu pół blaszki dla Żuczka.
Przez cały czas miałam wrażenie jakiejś tajemnicy...
Mateusz skoczył na dół po winko na specjalne okazje...
I oznajmił, że jedzie na... Grenlandię. Za trzy dni...
Po pierwszym szoku mój organizm zaczął przyjmować informacje o wyprawie żeglarsko/wspinaczkowej na Grenlandię. I o tym, że mój Żuczek będzie to filmował.
http://ekstremalnieiwysoko.pl/
A później wszystko zaczęło stawać na głowie. Przygotowania do ekspedycji zmieszały się z emocjami złożenia przez Adę pracy doktorskiej. I mieszanka wybuchowa gotowa. Zapalnik niepotrzebny.
Wystarczą emocje. Na całe szczęście pozytywne. Tyle uczucia...
Żuk spakował się i odleciał...
W domu zostały kobiety.
Kobiety pozostałe w domu po odlocie Żuczka, zaczęły intensywnie organizować sobie czas przed wyprawą na Żukowszczyznę.
Kino, wernisaż, muzeum. Spacer wieczorny, spotkania.
Moja Gosia, jedyna przyjaciółka od podstawówki i "nasza" herbaciarnia w Sosnowcu.
Wypad do Krakowa.
Jaki Kraków jest (piękny), każdy wie. I nie będę popisywać się fotkami. Tylko dwoma, z Kazimierza, gdzie jadłam pyszności (szyjki gęsie nadziewane wątróbkami), w towarzystwie blogera Tetryka.
Rozczarował trochę Mocak (Muzeum Sztuki Współczesnej).
A pomiędzy, sms-y Grenlandia-Polska, sprawdzanie w internecie pozycję Berga, jachtu, na którym płyną. Jeszcze wtedy była łączność...
C.d.n.
- Myślałam, że będziecie razem z Mateuszem... - rzekłam.
- Mateusz jest w domu, ma różne spotkania przed wyjazdem...
Ale my pojedziemy teraz do rodziców na obiad i uzgodnienia
wspólnego wyjazdu do Mszany - dodała szybko.
OK. Wydało się logiczne. W końcu jest ostry sezon w fachu filmowo-fotograficznym, więc musi Żuczek uwijać się przed wyjazdem na Żukowszczyznę. Tak pomyślałam sobie jako Mama Żuka.
Obiadokolacja była, jak zwykle u Elżbiety i Marka, znakomita.
Zakończona deserem w postaci tarty z truskawkami.
Wieziemy do domu pół blaszki dla Żuczka.
Przez cały czas miałam wrażenie jakiejś tajemnicy...
Mateusz skoczył na dół po winko na specjalne okazje...
I oznajmił, że jedzie na... Grenlandię. Za trzy dni...
Po pierwszym szoku mój organizm zaczął przyjmować informacje o wyprawie żeglarsko/wspinaczkowej na Grenlandię. I o tym, że mój Żuczek będzie to filmował.
http://ekstremalnieiwysoko.pl/
Organizm przyjął również truskawkę |
A później wszystko zaczęło stawać na głowie. Przygotowania do ekspedycji zmieszały się z emocjami złożenia przez Adę pracy doktorskiej. I mieszanka wybuchowa gotowa. Zapalnik niepotrzebny.
Wystarczą emocje. Na całe szczęście pozytywne. Tyle uczucia...
Żuk spakował się i odleciał...
W domu zostały kobiety.
Z dziennika "wakacyjnego i nie tylko" |
Kotek Nastii kontroluje |
Przed spakowaniem... |
Kobiety pozostałe w domu po odlocie Żuczka, zaczęły intensywnie organizować sobie czas przed wyprawą na Żukowszczyznę.
Kino, wernisaż, muzeum. Spacer wieczorny, spotkania.
Moja Gosia, jedyna przyjaciółka od podstawówki i "nasza" herbaciarnia w Sosnowcu.
Wypad do Krakowa.
Jaki Kraków jest (piękny), każdy wie. I nie będę popisywać się fotkami. Tylko dwoma, z Kazimierza, gdzie jadłam pyszności (szyjki gęsie nadziewane wątróbkami), w towarzystwie blogera Tetryka.
Rozczarował trochę Mocak (Muzeum Sztuki Współczesnej).
Nie ma drugiego takiego miejsca... |
Mama Żuka w zielonkawym worku na kartofle |
C.d.n.
A jaki tam worek..
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńSkoro wyprawa na Grenlandię jest żeglarsko - wspinaczkowa, to i filmowiec też będzie się wspinać, czy z jakiegoś helikoptera wspinaczy filmować?
Sukienka - "kartoflany worek" przypadła mi do gustu. Czy mogę prosić o rysunek kroju?
Pozdrawiam serdecznie.
To prawda. Filmowiec też się wspina, tyle że ma dodatkowe zabezpieczenia linowe. Śpią też "w ścianie" na takich specjalnych półkach zawieszanych na linach. Trudno mi sobie to nawet wyobrazić...
UsuńA "kartoflany worek" jest prosty jak parasol ;-). Kupiłam sobie do niego specjalnie drewniane koraliki w Krakowie i zostały w Katowicach :(
Pozdrawiam również serdecznie
Ale miałaś chłodno-gorącą niespodziankę, będzie o czym opowiadać:) Krakowa i Kazimierza zazdroszczę. Pozdrawiam gorąco:)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Wprawdzie dwa czy trzy miesiące wczesniej coś wspominał, ale przygotowywał się cichcem (przedewszystkim fizycznie), bo do ostatniej chwili nie było wiadomo czy wyprawa się odbędzie. Sponsorzy i te rzeczy... Ale ja o tym wszystkim nie wiedziałam.
UsuńRównie gorące uściski :-)
Podziwiam estetykę pakowania, ani śladu bałaganu! Niesamowite.
OdpowiedzUsuńPiękności Krakowa z przyjemnością potakuję: Tak, tak:)))
Ale najbardziej mnie fascynuje kunszt rysownika. Miiistrzuuu...
A Ty...wyjechała mi tu z mistrzem jakimś... no dobra, lubię to;-).
UsuńNo i wiesz, wszelką estetykę moje Żuczki po kimś odziedziczyły... ;-)
No to przeżycia.
OdpowiedzUsuńI teraz oczekiwanie...
Tak, tak...to czekanie to jakas zmora...
UsuńWiem coś o tym.
UsuńBo teraz też czekam...
Zacznę mu zazdrościć, gdy wyprawa odbędzie się w "przeciwpołożną" - np. na Karaiby.
OdpowiedzUsuńPopiracić się marzy ? :-)
UsuńZaraz tam popiracić... Pospacerować pod palmami... Niech mi tam piękna Kreolka, w spódniczce z trawy i białą orchideą we włosach, poda zimne mojito i gorącego buziaka. A w oddali, niech na kotwicy stoi moja fregata...
UsuńA wiec o takie skarby chodzi... 😉
UsuńA wiesz, że na Wrzosowisko docierały tylko linki "ekstremalnieiwysoko", a ja się dwa tygodnie zastanawiałam gdzie Cię poniosło ?!
OdpowiedzUsuńPoza tym, w zielone worki pakuje się ogórki !! ;o)
Co do jesiennego zazębiania to jestem "za", ale daj znać na maila trochę wcześniej, bo ja wiesz, jesień mogę mieć zababciowaną...;o)
Czyli ekstrema ciągnie do ekstremy? ;-)
UsuńZe znawczynią jarzyn wszelkich nie będę dyskutować... No i oczywiście zaanonsuję się jak będę znała "rozkład zajęć" :-)
Jesteś nieprzeciętnie uzdolniona. I wiersze, i rysunki, i dowcipne teksty, o zdjęciach również nie zapominam.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
Jej... dziękuję serdecznie :-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPodziwiam i tak Twój spokój ducha. Oszalałabym z niepokoju, chociaż teraz też "szaleję", chociaż mój synek TYLKO porusza się po kraju.
OdpowiedzUsuńJuż wracają. Z sukcesem. Dzis dostałam wiadomość, że są w miejscu wypłynięcia w Grenlandii.
Usuń