Nie chciało mi się nic a nic.
Ale dziś rano "czatowałam" sobie z moim Najprzyjacielskim Przyjacielem, (z polskich, "głębokoartystycznych" czasów), o moim egzystencjonalnym kryzysie ;-). I NP powiedział: idź w naturę - wyjdziesz z doła.
Poszłam.
Ale zanim do tego doszło, to odebrałam moją Big Zoes od lekarza, (w charakterze "podpórczegosekurity" byłam, żeby mi się Siostra z tym ciężkim rowerem nie wykopyrtnęła gdzieś). Razem poszłyśmy do apteki i pobrały worek medykamentów przepisanych przez naszego przystojnego pana lekarza, pierwszego, drugiego a czasem nawet trzeciego kontaktu. W domu natychmiast zastosowane zostały zalecone:
1. trąba do wdychania, która wygląda jak mała armata z wtykniętym nabojem do wysyłania na księżyc,
2. tabletka z antybiotykiem,
3. jeszcze jedna tabletka, (która według mnie ma rolę rozszerzająco- rozweselającą),
Po 15 minutach po zażyciu, zniknęła Siostry siność ust, pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu, a oddech przestał świszczeć i w ogóle to się pojawił. Bo go prawie nie było. Tego oddechu. Gdy nabrałam pewności, ze Siostra żyje i nie zejdzie w najbliższych 24-godzinach - poszłam w naturę.
Znalazłam naturę dość szybko. Gnieździ się ona tu i ówdzie w sąsiedztwie mojego zamieszkiwania. No i zrobiłam kilka zdjęć :-)
To jeszcze nie... bo zaczęłam od dzielnicy willowej, gdzie mogłam sobie nawet taki domek... pomarzyć kupić :-)
I w ogóle, to cisza piękna była, zakłócana śpiewem ptaków, które robiły sobie zawody w trelach. Było tak cudnie. I nagle ścieżka się kończy... Doszłam do drogi szybkiego ruchu... Kontrast niemożliwy. Odwracam się w lewo - cisza z trelami ptaków, zapach traw. Odwracam się w prawo - samochody, tiry, zapach asfaltu w upale...
Skręciłam szybko w jakąś inną ścieżynkę... No bo gdzie mnie tu przyniosło?
Wróciłam na chwilę w naturę. Ale że moja osobista natura przypomniała o sobie, (włóczyłam się już dobre 1/5 godziny, a na liczniku miałam prawie 7 kilometrów). Ostatnie zdjęcie i tablecik powiedział, że ma dość natury, chce prądu w dupkę...
Powrót był naturalny... ;-)
Ale dziś rano "czatowałam" sobie z moim Najprzyjacielskim Przyjacielem, (z polskich, "głębokoartystycznych" czasów), o moim egzystencjonalnym kryzysie ;-). I NP powiedział: idź w naturę - wyjdziesz z doła.
Poszłam.
Ale zanim do tego doszło, to odebrałam moją Big Zoes od lekarza, (w charakterze "podpórczegosekurity" byłam, żeby mi się Siostra z tym ciężkim rowerem nie wykopyrtnęła gdzieś). Razem poszłyśmy do apteki i pobrały worek medykamentów przepisanych przez naszego przystojnego pana lekarza, pierwszego, drugiego a czasem nawet trzeciego kontaktu. W domu natychmiast zastosowane zostały zalecone:
1. trąba do wdychania, która wygląda jak mała armata z wtykniętym nabojem do wysyłania na księżyc,
2. tabletka z antybiotykiem,
3. jeszcze jedna tabletka, (która według mnie ma rolę rozszerzająco- rozweselającą),
Po 15 minutach po zażyciu, zniknęła Siostry siność ust, pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu, a oddech przestał świszczeć i w ogóle to się pojawił. Bo go prawie nie było. Tego oddechu. Gdy nabrałam pewności, ze Siostra żyje i nie zejdzie w najbliższych 24-godzinach - poszłam w naturę.
Znalazłam naturę dość szybko. Gnieździ się ona tu i ówdzie w sąsiedztwie mojego zamieszkiwania. No i zrobiłam kilka zdjęć :-)
To jeszcze nie... bo zaczęłam od dzielnicy willowej, gdzie mogłam sobie nawet taki domek... pomarzyć kupić :-)
Ścieżka wyjściowa |
Dalej ścieżką |
Natura hurtowa |
Natura detaliczna |
Natura przydomowa i przydrożna |
Tak jak wyżej - dodam, że wygolona i żrąca trawę |
Pływająca rodzinka w naturze |
Kąkolowa natura |
A była taka ładna ścieżka... |
Skręciłam szybko w jakąś inną ścieżynkę... No bo gdzie mnie tu przyniosło?
Za zakrętem wróciła orientacja w terenie... |
Już prawie w domu :-) |
Nie ma jak natura:)) Najlepsza ta hurtowa! Dużo i pięknie.
OdpowiedzUsuńDetaliczną też można się zachwycić ;-)
UsuńWow - to ja Cię podziwiam..A tę ścieżkę to ja kiedyś rowerem jak zabłądziłam h,hi
OdpowiedzUsuńTo ty też błądzisz czasem w naturze? Naturalnie.... ;-)
UsuńNatura i domek bardzo piękne. Pierwsze masz za darmo, a na realizację tego drugiego życzę wysokiej wygranej w polskiego lotka lub jego holenderskiego odpowiednika. Renacie życzę jak najszybszego powrotu do zdrowia. Uściski dla Obu.
OdpowiedzUsuńDziękujemy serdecznie :-) I pozdrawiamy serdecznie :-)
UsuńNo to były przezżycia.
OdpowiedzUsuńAle potem ten spacer przepiękny.
No i te owce - z pewnością czekały na czerwone światło.
:-)
Przezżycia mamy z Siostrą każdego dnia... Czasem to się żyć nie chce przez te przezżycia...
UsuńA te owce to tak działają: żrą, dopóki jest co. Póżniej czekają na zielone światło, albo idą po zebrze, na następne, jeszcze nie wyżarte poletko. A to wyżarte sobie rośnie. Takie owce, to panie dzieju, lepsze są niż kosiarka wielka :-)
Jakoś tak jest, że natura i cywilizacja nie bardzo pasują do siebie. To z reguły b. przykre przeżycie, gdy z lasu wychodzimy na szosę, albo autostradę. ;)
OdpowiedzUsuńTak jest! :-) Ale na szczęście możemy wrócić do lasu :-)
UsuńWspółczuję siostrze, mnie w tym roku alergia też daje popalić w postaci ataków kaszlu właśnie. na szczęście nie ma potrzeby tuby i antybiotyku. Ale też wycieczki w naturę są nie bardzo wskazane, zwłaszcza bez wsparcia antyhistaminowego. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziekuję w imieniu siostry za współczucie. Renia ma POChP. a do tego astmę. I w okresie kwitnienia akacji pod jej oknem, stan zaostrzył się diametrialnie. Niestety - o rzuceniu palenia nie ma mowy... :(
UsuńNatura piękna...Renatce zdrówka życzę nieodmiennie...Ale co z "humorkami" ?? Owce zeżarły ?? W stawiku utopiłaś ?? Czy z wiatrem uleciały ?? ;o)
OdpowiedzUsuńWiesz, humorki w depresji to nie tak szybko sie topia - to proces jest :) ale jestem na dobrej drodze :)
UsuńCholera, a ja poszłam w naturę, znaczy przyrodę, i szlag mnie trafił.
OdpowiedzUsuńNo i zdjęcia mam zdecydowanie mniej atrakcyjnie.
Hmmm, szlag Cię trafił w naturze?... Interesujące doswiadczenie ;-)
UsuńWcale nie :(
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNa wszelkie doły i nicniechcenia, oprócz wyjścia do Natury, trzeba robić Mary czary, o!
Pozdrawiam serdecznie.
Wiem, wiem.... Ale oprócz idei w głowie (bo te się z regóły gnieżdżą), należy rozłożyć "warstat"... A to ostatnio jest moim problemem...
UsuńTo szczęście mieć naturę pod ręką. Kiedy przejeżdżam przez blokowiska zastanawiam się, jak żyć w takim mrowisku: pod blokiem ubogi plac zabaw dla dzieci, może dwa, trzy małe drzewka i wszechobecny hałas i pęd. Żeby znaleźć się w takim miejscu (jak na zdjęciach), ludzie organizują wyprawę w weekend, w dzień roboczy bez szans na kontakt z naturą. Tak niektórzy żyją. Ja na szczęście też mam naturę na wyciągnięcie ręki, chociaż mieszkam w bloku, ale na wsi.
OdpowiedzUsuńJa też mieszkam w bloku. Ale jest tylko trzy-pietrowy, a wokół ogrody :-). I w każdą stronę dojść można na własnych nogach do jakiejś natury :-).
UsuńNie tylko miasto, ale wieś także się betonuje i kostkuje, niedługo trzeba organizować wyprawy do lasu, aby zobaczyć liściaste drzewa. O ile jakiś las zostanie.
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu życzę.
Na całe szczęście, tu gdzie mieszkam, chyba nie grozi nam "zabetonowanie". Mieszkam w mieście, a jakby na wsi. Wszędzie blisko do parku, nad jeziorko w naturę. Przy nowo powstałych budynkach mieszkalnych powstają, prawie jednocześnie, tereny zielone :-).
UsuńPozdrawiam niedzielnie
Dookoła mnie tereny rolnicze, ale każdy dom obetonowany, obsadzony świerkami, tujami (nie śmiecą), trawka przystrzyżona. Miejski szyk. Nie ma sadów (śmiecą), nikt nie sadzi bzu, jaśminu, malw w ogródkach, bo takowych nie ma. Na wsi praktycznie nie ma drobiu, krów, koni. Mięso i jaja kupują w Biedronce. Wsie się zmieniają. Ale czy na lepsze?
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
W mojej "Holendrowni" tez tak bywa. Czasem widzi się wykaflowane i wybetonowane ogródki, a na tych betonach donice z kwiatami i drzewkami egzotycznymi. Ale obok zdarzają się perełki, które zatykają dech w mojej wątłej piersi ;-), np: "polny" ogród tuż przy ulicy, (trawy nie widać, bo kwitnie pole maków, chabrów, malwy przeplataja się z jakimiś dzwonkami, bez, akacja i drobne parkowe róże, które pną się po ścianie domu. Niby chaos, a wszystko kwitnie partiami, zgodnie z naturą. Kiedy idę do centrum miasta, skręcam w drogę przy Tym ogrodzie, by zobaczyć w co obrodziła tamta łąka. Czuję się tam jak bym była przez moment na polskiej wsi (20, 30 lat temu?). I w tym moim miescie ogrody i ogródki są bardzo różne. Może dlatego, że mieszkają tu ludzie z różnych kultur i oni raczej nie ulegają modzie, a pielęgnują jakieś swoje trendy i tradycje.
UsuńOtóż to, ludzie róznych kultur wprowadzają różnorodność. Może jest także inna świadomość? Mojej córce projektantka odradziła drzewa owocowe, zktórymi podobno sam kłopot: pryskanie, liście, spady. Posłuchała, a teraz żałuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Szkoda... (tych drzew owocowych). Ale z drugiej strony, wiem, że są rożne gusty i różne potrzeby. I pasja. Jeśli ktoś ma czas i może go poświecić swojemu ogrodowi, to będzie doglądał, sprzątał i zbierał owoce. Z resztą, każdy ma swoją wizję swego otoczenia.
UsuńJa mam kilka róż na moim tarasie na dachu. Codziennie rano wychodzę i kontroluje, walczę z mszycami, przycinam, a nawet gadam do nich ;-). A jedna z moich sąsiadek nie ma żadnych kwiatów, bo śmiecą...
Pozdrawiam serdecznie
...nie wiem co odpowiedzieć więc ...nie ma nikt tak szczęśliwego miejsca jakie ja mam i nikt tyle szczęścia które nanizuję codziennie na swój sznureczek i życzę Pani by tak często ze szczęścia płakała jak mi się to zdarza.
OdpowiedzUsuńOk, przyjmuję życzenia :-). Chociaż wolę się uśmiechać...nawet przez łzy ;-)
UsuńPani rysuje mi się tak bardzo delikatną, że boję się używać swoich słów by nie ukrzywdzić.
UsuńProsze sie nie bac 😊
UsuńBać ...nie...ale gdy patrzę na źdźbło trawy wole go nie dotykać by nie uszkodzić. Co innego z suchymi patykami w których życia niewiele i więcej służą za przedmiot niźli podmiot.Panią odbieram jako tą żywą.
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńZaskakuje mnie Pani. Raz, dwa, ale ,żeby trzeci raz u, jak mnie zwą, trolla czy może trolki zapisać słów kilka.Zwą...się zwą ...się...Zrobię sobie herbaty z cytryną, miętą, melisą a potem pójdę na wojnę z moimi psami.Trawa wykoszona, plac wielki . Zapach rewelacyjny więc czas na wojnę . Jak mnie zagryzą, nie będę musiała im dawać karmy. Gdyby Pani nie miała powodu, proszę się uśmiechnąć bez powodu ...
OdpowiedzUsuńStaram się zawsze :-)
Usuń
OdpowiedzUsuńSzwędam się ale tez dlatego ,że wciąż mam przed oczyma , zdjęciami uwieczniony Pani spacer i zastanawiam się dlaczego mi się tak podoba a podoba mi się przez swoją wyjątkowość.Każdy może opstrykać Kraków, Warszawę , Zamość, Rzym , Wenecję, Barcelonę.Robiło to juz miliony ludzi wczoraj i zrobi miliony jutro. Nic w tym wyjątkowego a Pani miejsca w taki sposób widziała tylko jedna osoba na świecie i tylko ona jest bogatsza o coś wyjątkowego. Podlizuję się ?...Obawiam się ,że doskonale wszystkim wiadomo,że bliżej mi do tajpana pustynnego niźli do potulnego kociaka.
Patrzę przecież moimi oczyma :) a one są subiektywnie tylko moje :)
UsuńHa, W poszukiwaniu właściwej formy słowa (oczyma/oczami), natknęłam się na tytuł jednej wystawy fotograficznej: >Patrzę oczyma, ale fotografuję sercem<. Bardzo mi to prawdziwie pasuje :-).