czwartek, 1 czerwca 2017

O tym jak poszłam sobie, a wcale mi się nie chciało...

 Nie chciało mi się nic a nic.
Ale dziś rano "czatowałam" sobie z moim Najprzyjacielskim Przyjacielem, (z polskich, "głębokoartystycznych" czasów), o moim egzystencjonalnym kryzysie ;-). I NP powiedział: idź w naturę - wyjdziesz z doła.
Poszłam.
Ale zanim do tego doszło, to odebrałam moją Big Zoes od lekarza, (w charakterze "podpórczegosekurity" byłam, żeby mi się Siostra z tym ciężkim rowerem nie wykopyrtnęła gdzieś). Razem poszłyśmy do apteki i pobrały worek medykamentów przepisanych przez naszego przystojnego pana lekarza, pierwszego, drugiego a czasem nawet trzeciego kontaktu. W domu natychmiast zastosowane zostały zalecone: 
1. trąba do wdychania, która wygląda jak mała armata z wtykniętym nabojem do wysyłania na księżyc,
2. tabletka z antybiotykiem,
3. jeszcze jedna tabletka, (która według mnie ma rolę rozszerzająco- rozweselającą), 
Po 15 minutach po zażyciu, zniknęła Siostry siność ust, pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu, a oddech przestał świszczeć i w ogóle to się pojawił. Bo go prawie nie było. Tego oddechu. Gdy nabrałam pewności, ze Siostra żyje i nie zejdzie w najbliższych 24-godzinach - poszłam w naturę.
Znalazłam naturę dość szybko. Gnieździ się ona tu i ówdzie w sąsiedztwie mojego zamieszkiwania. No i zrobiłam kilka zdjęć :-)
To jeszcze nie... bo zaczęłam od dzielnicy willowej, gdzie mogłam sobie nawet taki domek... pomarzyć kupić :-)


Ścieżka wyjściowa

Dalej ścieżką





Natura hurtowa

Natura detaliczna

Natura przydomowa i przydrożna

Tak jak wyżej - dodam, że wygolona i żrąca trawę


Pływająca rodzinka w naturze

Kąkolowa natura
 I w ogóle, to cisza piękna była, zakłócana śpiewem ptaków, które robiły sobie zawody w trelach. Było tak cudnie. I nagle ścieżka się kończy... Doszłam do drogi szybkiego ruchu... Kontrast niemożliwy. Odwracam się w lewo - cisza z trelami ptaków, zapach traw. Odwracam się w prawo - samochody, tiry, zapach asfaltu w upale...

A była taka ładna ścieżka...


Skręciłam szybko w jakąś inną ścieżynkę... No bo gdzie mnie tu przyniosło?

Za zakrętem wróciła orientacja w terenie...
 Wróciłam na chwilę w naturę. Ale że moja osobista natura przypomniała o sobie, (włóczyłam się już dobre 1/5 godziny, a na liczniku miałam prawie 7 kilometrów). Ostatnie zdjęcie i tablecik powiedział, że ma dość natury, chce prądu w dupkę...

Już prawie w domu :-)
Powrót był naturalny... ;-)


37 komentarzy:

Bet pisze...

Nie ma jak natura:)) Najlepsza ta hurtowa! Dużo i pięknie.

Unknown pisze...

Wow - to ja Cię podziwiam..A tę ścieżkę to ja kiedyś rowerem jak zabłądziłam h,hi

maradag pisze...

To ty też błądzisz czasem w naturze? Naturalnie.... ;-)

maradag pisze...

Detaliczną też można się zachwycić ;-)

iwonazmyslona pisze...

Natura i domek bardzo piękne. Pierwsze masz za darmo, a na realizację tego drugiego życzę wysokiej wygranej w polskiego lotka lub jego holenderskiego odpowiednika. Renacie życzę jak najszybszego powrotu do zdrowia. Uściski dla Obu.

maradag pisze...

Dziękujemy serdecznie :-) I pozdrawiamy serdecznie :-)

Stokrotka pisze...

No to były przezżycia.
Ale potem ten spacer przepiękny.
No i te owce - z pewnością czekały na czerwone światło.
:-)

maradag pisze...

Przezżycia mamy z Siostrą każdego dnia... Czasem to się żyć nie chce przez te przezżycia...
A te owce to tak działają: żrą, dopóki jest co. Póżniej czekają na zielone światło, albo idą po zebrze, na następne, jeszcze nie wyżarte poletko. A to wyżarte sobie rośnie. Takie owce, to panie dzieju, lepsze są niż kosiarka wielka :-)

Andrzej Rawicz (Anzai) pisze...

Jakoś tak jest, że natura i cywilizacja nie bardzo pasują do siebie. To z reguły b. przykre przeżycie, gdy z lasu wychodzimy na szosę, albo autostradę. ;)

maradag pisze...

Tak jest! :-) Ale na szczęście możemy wrócić do lasu :-)

iwonakmita.pl pisze...

Współczuję siostrze, mnie w tym roku alergia też daje popalić w postaci ataków kaszlu właśnie. na szczęście nie ma potrzeby tuby i antybiotyku. Ale też wycieczki w naturę są nie bardzo wskazane, zwłaszcza bez wsparcia antyhistaminowego. Pozdrawiam

maradag pisze...

Dziekuję w imieniu siostry za współczucie. Renia ma POChP. a do tego astmę. I w okresie kwitnienia akacji pod jej oknem, stan zaostrzył się diametrialnie. Niestety - o rzuceniu palenia nie ma mowy... :(

gordyjka pisze...

Natura piękna...Renatce zdrówka życzę nieodmiennie...Ale co z "humorkami" ?? Owce zeżarły ?? W stawiku utopiłaś ?? Czy z wiatrem uleciały ?? ;o)

maradag pisze...

Wiesz, humorki w depresji to nie tak szybko sie topia - to proces jest :) ale jestem na dobrej drodze :)

Jo. pisze...

Cholera, a ja poszłam w naturę, znaczy przyrodę, i szlag mnie trafił.
No i zdjęcia mam zdecydowanie mniej atrakcyjnie.

maradag pisze...

Hmmm, szlag Cię trafił w naturze?... Interesujące doswiadczenie ;-)

Jo. pisze...

Wcale nie :(

alElla pisze...

Klik dobry:)
Na wszelkie doły i nicniechcenia, oprócz wyjścia do Natury, trzeba robić Mary czary, o!

Pozdrawiam serdecznie.

maradag pisze...

Wiem, wiem.... Ale oprócz idei w głowie (bo te się z regóły gnieżdżą), należy rozłożyć "warstat"... A to ostatnio jest moim problemem...

Bożena pisze...

To szczęście mieć naturę pod ręką. Kiedy przejeżdżam przez blokowiska zastanawiam się, jak żyć w takim mrowisku: pod blokiem ubogi plac zabaw dla dzieci, może dwa, trzy małe drzewka i wszechobecny hałas i pęd. Żeby znaleźć się w takim miejscu (jak na zdjęciach), ludzie organizują wyprawę w weekend, w dzień roboczy bez szans na kontakt z naturą. Tak niektórzy żyją. Ja na szczęście też mam naturę na wyciągnięcie ręki, chociaż mieszkam w bloku, ale na wsi.

maradag pisze...

Ja też mieszkam w bloku. Ale jest tylko trzy-pietrowy, a wokół ogrody :-). I w każdą stronę dojść można na własnych nogach do jakiejś natury :-).

Ultra pisze...

Nie tylko miasto, ale wieś także się betonuje i kostkuje, niedługo trzeba organizować wyprawy do lasu, aby zobaczyć liściaste drzewa. O ile jakiś las zostanie.
Miłego weekendu życzę.

maradag pisze...

Na całe szczęście, tu gdzie mieszkam, chyba nie grozi nam "zabetonowanie". Mieszkam w mieście, a jakby na wsi. Wszędzie blisko do parku, nad jeziorko w naturę. Przy nowo powstałych budynkach mieszkalnych powstają, prawie jednocześnie, tereny zielone :-).
Pozdrawiam niedzielnie

Ultra pisze...

Dookoła mnie tereny rolnicze, ale każdy dom obetonowany, obsadzony świerkami, tujami (nie śmiecą), trawka przystrzyżona. Miejski szyk. Nie ma sadów (śmiecą), nikt nie sadzi bzu, jaśminu, malw w ogródkach, bo takowych nie ma. Na wsi praktycznie nie ma drobiu, krów, koni. Mięso i jaja kupują w Biedronce. Wsie się zmieniają. Ale czy na lepsze?
Zasyłam serdeczności

maradag pisze...

W mojej "Holendrowni" tez tak bywa. Czasem widzi się wykaflowane i wybetonowane ogródki, a na tych betonach donice z kwiatami i drzewkami egzotycznymi. Ale obok zdarzają się perełki, które zatykają dech w mojej wątłej piersi ;-), np: "polny" ogród tuż przy ulicy, (trawy nie widać, bo kwitnie pole maków, chabrów, malwy przeplataja się z jakimiś dzwonkami, bez, akacja i drobne parkowe róże, które pną się po ścianie domu. Niby chaos, a wszystko kwitnie partiami, zgodnie z naturą. Kiedy idę do centrum miasta, skręcam w drogę przy Tym ogrodzie, by zobaczyć w co obrodziła tamta łąka. Czuję się tam jak bym była przez moment na polskiej wsi (20, 30 lat temu?). I w tym moim miescie ogrody i ogródki są bardzo różne. Może dlatego, że mieszkają tu ludzie z różnych kultur i oni raczej nie ulegają modzie, a pielęgnują jakieś swoje trendy i tradycje.

Ultra pisze...

Otóż to, ludzie róznych kultur wprowadzają różnorodność. Może jest także inna świadomość? Mojej córce projektantka odradziła drzewa owocowe, zktórymi podobno sam kłopot: pryskanie, liście, spady. Posłuchała, a teraz żałuje.
Pozdrawiam serdecznie

maradag pisze...

Szkoda... (tych drzew owocowych). Ale z drugiej strony, wiem, że są rożne gusty i różne potrzeby. I pasja. Jeśli ktoś ma czas i może go poświecić swojemu ogrodowi, to będzie doglądał, sprzątał i zbierał owoce. Z resztą, każdy ma swoją wizję swego otoczenia.
Ja mam kilka róż na moim tarasie na dachu. Codziennie rano wychodzę i kontroluje, walczę z mszycami, przycinam, a nawet gadam do nich ;-). A jedna z moich sąsiadek nie ma żadnych kwiatów, bo śmiecą...
Pozdrawiam serdecznie

kloszard pisze...

...nie wiem co odpowiedzieć więc ...nie ma nikt tak szczęśliwego miejsca jakie ja mam i nikt tyle szczęścia które nanizuję codziennie na swój sznureczek i życzę Pani by tak często ze szczęścia płakała jak mi się to zdarza.

maradag pisze...

Ok, przyjmuję życzenia :-). Chociaż wolę się uśmiechać...nawet przez łzy ;-)

kloszard pisze...

Pani rysuje mi się tak bardzo delikatną, że boję się używać swoich słów by nie ukrzywdzić.

maradag pisze...

Prosze sie nie bac 😊

kloszard pisze...

Bać ...nie...ale gdy patrzę na źdźbło trawy wole go nie dotykać by nie uszkodzić. Co innego z suchymi patykami w których życia niewiele i więcej służą za przedmiot niźli podmiot.Panią odbieram jako tą żywą.

maradag pisze...

:-)

kloszard pisze...

Zaskakuje mnie Pani. Raz, dwa, ale ,żeby trzeci raz u, jak mnie zwą, trolla czy może trolki zapisać słów kilka.Zwą...się zwą ...się...Zrobię sobie herbaty z cytryną, miętą, melisą a potem pójdę na wojnę z moimi psami.Trawa wykoszona, plac wielki . Zapach rewelacyjny więc czas na wojnę . Jak mnie zagryzą, nie będę musiała im dawać karmy. Gdyby Pani nie miała powodu, proszę się uśmiechnąć bez powodu ...

maradag pisze...

Staram się zawsze :-)

kloszard pisze...


Szwędam się ale tez dlatego ,że wciąż mam przed oczyma , zdjęciami uwieczniony Pani spacer i zastanawiam się dlaczego mi się tak podoba a podoba mi się przez swoją wyjątkowość.Każdy może opstrykać Kraków, Warszawę , Zamość, Rzym , Wenecję, Barcelonę.Robiło to juz miliony ludzi wczoraj i zrobi miliony jutro. Nic w tym wyjątkowego a Pani miejsca w taki sposób widziała tylko jedna osoba na świecie i tylko ona jest bogatsza o coś wyjątkowego. Podlizuję się ?...Obawiam się ,że doskonale wszystkim wiadomo,że bliżej mi do tajpana pustynnego niźli do potulnego kociaka.

maradag pisze...

Patrzę przecież moimi oczyma :) a one są subiektywnie tylko moje :)
Ha, W poszukiwaniu właściwej formy słowa (oczyma/oczami), natknęłam się na tytuł jednej wystawy fotograficznej: >Patrzę oczyma, ale fotografuję sercem<. Bardzo mi to prawdziwie pasuje :-).

POWRÓT ŻUKOWEJ MAMY

  Trochę zatęskniłam za pisaniem... (no i pogoniła mnie też Jo). Miałam jednak dylemat, czy zacząć całkiem na nowo, czy wrócić do Żukowej Ma...