Nigdy wcześniej nie zrobiłam TAKICH faworków... Są kruchutkie, "powietrzne", rozpływają się w ustach...
Moje dzisiejsze faworki z piwem!
Zostały wycięte "nogą dziadka Kazimierza". Dziadek był "złotą rączką", z artystycznym zacięciem. Radełko jest z inicjałami mojej mamy.
Gdyby ktoś pytał, to mówię od razu: do ciasta użyłam: dwie szklanki mąki, 4 żółtka z dużych jaj, łyżeczkę masła, szczyptę soli i pół szklanki piwa.
Po tym, jak ciasto się dobrze zagniotło, (konsystencja nieco luźniejsza jak na pierogi), zaczyna się lanie... Tłuczenie wałkiem ciasta (w celu "zapowietrzenia"), jest dla moich rąk bolesne. Lepiej wychodziło mi tłuczenie ciastem o stolnicę. Ciasto nie piszczy i nie skamle. Robi się gładkie, lśniące i nałykane bąbelkami powietrza. Gdy już oboje jesteśmy zadowoleni z sado-maso efektów - formujemy z ciasta kulę, otulamy ściereczką i ... odpoczywamy przez pół godziny (ciasto w lodówce). Jeśli ktoś nie potrafi "nicnierobić" przez pół godziny, to może usmażyć sobie mięsko. Ja usmażyłam pręgę wieprzową, która dobę przeleżała w marynacie jogurtowej.
(Tu muszę nadmienić, że wzniosłam się w tym momencie na najwyższy schodek kunsztu kulinarnego na poziomie średniej wielkości kury domowej-grzebiącej). Ludzie kochane! Toż to poemat!
Zapytacie, po co to wszystko? Kobita "samożyjąca" i wygłupia się wypiekami..... A bo wpada do mnie przelotem pomiędzy dwoma planami filmowymi Żuk Młodszy!!!
Moje dzisiejsze faworki z piwem!
Reprezentacyjny półmisek |
Półmiski "kuchenne" |
Noga dziadka Kazimierza ;-) |
Uszkodzone starością radełko - druga strona z inicjałami |
Po tym, jak ciasto się dobrze zagniotło, (konsystencja nieco luźniejsza jak na pierogi), zaczyna się lanie... Tłuczenie wałkiem ciasta (w celu "zapowietrzenia"), jest dla moich rąk bolesne. Lepiej wychodziło mi tłuczenie ciastem o stolnicę. Ciasto nie piszczy i nie skamle. Robi się gładkie, lśniące i nałykane bąbelkami powietrza. Gdy już oboje jesteśmy zadowoleni z sado-maso efektów - formujemy z ciasta kulę, otulamy ściereczką i ... odpoczywamy przez pół godziny (ciasto w lodówce). Jeśli ktoś nie potrafi "nicnierobić" przez pół godziny, to może usmażyć sobie mięsko. Ja usmażyłam pręgę wieprzową, która dobę przeleżała w marynacie jogurtowej.
(Tu muszę nadmienić, że wzniosłam się w tym momencie na najwyższy schodek kunsztu kulinarnego na poziomie średniej wielkości kury domowej-grzebiącej). Ludzie kochane! Toż to poemat!
Zapytacie, po co to wszystko? Kobita "samożyjąca" i wygłupia się wypiekami..... A bo wpada do mnie przelotem pomiędzy dwoma planami filmowymi Żuk Młodszy!!!
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńGratulacje, zachwyt i owacje!
Smacznego! :)
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuje serdecznie :-)
UsuńA, i dla upamiętnienia Mamy i Jej radełka, co tak pięknie wycinało, proponuję nazwę "dagradełki kruche", czy jakoś tak...
OdpowiedzUsuńSuper! Adoptuję!
UsuńAle ja bardzo przepraszam. A dlaczego niby kobita samożyjąca nie ma strzelić sobie mięska i faworków???
OdpowiedzUsuńMnie wprawdzie do tej mądrości szło się jakieś dwadzieścia lat, ale absolutnie jej nie porzucę!
Jak najbardziej racja! Ja się tylko sama sobię dziwię :-)
UsuńJestem pod wrażeniem, bardzo dużo ci wyszło tych faworków. Kruchutkie - to jest właśnie to, co nie wyszło moim, gdy raz nieopatrznie chciałam zrobić te cudeńka sama. Żuk będzie szczęśliwy :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie tylko Żuczka uszczęśliwie. Sąsiadki też będą zadowolone... :-)
UsuńNo i siostra, jak się dowiedziałam :)
UsuńJest co zjeść i wypić zarazem, dwa w jednym!
OdpowiedzUsuńPijane faworki.
Albo opite i obite faworki ;-)
UsuńTe pijane faworki są pyszne. Dla informacji - się załapałam .
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńNo tak, dać kobicie "samożyjącej" wałek i piwo, to na efekty nie trzeba długo czekać. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
....nooo, coś w tym jest....
UsuńPozdrawiam również :-)
Fajna radelkonozka :) Podziwiam zdolnosci kuchenne! Brawo!!!!!!
OdpowiedzUsuńSama sobie troszké podziwiam ;-). Dziś nastąpi ciąg dalszy szaleństw kuchennych :-)
UsuńJa smażyłam serowe pączusie Bastusiowe...;o) Wielkość nakrętki od butelki, więc dziobanina cudna...;o) Ale Księciunio umiał do nich dołożyć tak cudny proces degustowania, że nawet krzyż babciny nie bolał...;o)
OdpowiedzUsuńKsięciunio wie jak babcię "uleczyć" z każdej dolegliwości :-)
UsuńŚlinka mi pociekła, bo uwielbiam faworki i wszystko z francuskiego ciasta. Z piwem nigdy nie robiłam. "Sprzedam" Twój przepis synowi, bo teraz on zajmuje się gotowaniem i pieczeniem. A ponieważ jest także(niestety)amatorem piwa, to tym chętniej się za nie zabierze. W tłusty czwartek narzekał, że kupione w cukierni faworki były drogie i niewielka ich ilość. Będzie mógł zrekompensować sobie własnymi. Buziaki.
OdpowiedzUsuńCiasto bylo tak mięciuchne, że z tych dwóch szkanek mąki wyszlo trzy połmiski....Piwa w nich nie wyczujesz, chyba że są zakrapiane tymże....;-)
UsuńCałusy.