środa, 3 sierpnia 2016

Relacja z Żukowszczyzny, część pierwsza


Zamieszczam poniżej oryginalny tekst-relację Żuka Mateusza (syn młodszy), z najpiękniejszego miejsca na ziemi (polskiej?).
Są również zdjęcia :-) póki co: 3 :-)
Chciałam również zaznaczyć, że jest to opowiadanko skierowane do Mamy Żuka, która dzieli się z Wami na bieżąco.... :-)
Ciąg dalszy obiecany....


 "Ot,
Powróciliśmy, pomieszkawszy na tym lekko zdziczałym poletku przepełnionym Żukowiszczami :)
Rozbiliśmy Żukowy dom, w którym mieszkały wraz ze mną dwie niewiasty, piliśmy wino, piwo, jaraliśmy tytoń zwijany w Żukowe liście i prowadziliśmy dłuuugie, filozoficzne rozmowy o tym jakby to było gdyby....
oraz
jak to jest że to jest...
a także
wiatr idzie...będzie burza....
I tak trwaliśmy będąc ważnymi w tym ważnym miejscu, atakowani stale przez ciekawską przyrodę, która zaskoczyła, przytłoczyła i wypełniła swoją różnorodnością przestrzeń zamkniętą w tym niewielkim namiocie o trzech pokojach sypialnych...

Już pierwszego wieczora zdziwiony zauważyłem,
                                                 spostrzegłem,
radość okolicznych Żukowych sąsiadów z posiadania nowej przestrzeni do..... niesfornej zabawy......

Otóż wchodzę do namiotu i słyszę lekki gwar i delikatne śmiechy - patrzę, a tu obok głowy, na nitce niczym na gumie dynda pajączek, kręcąc się radośnie z okrzykiem: juuuuuupiiiiii! łoł łoł Yeeeeah!
Spoglądam ucieszony na sufit lekko w prawo a tam konik polny:
- czekaj! czekaj hi hi hi będę skakał....! tylko jestem do góry nogami blać!
Patrzy Żuk pod nogi a tam coś kołysze się na pancerzu wymachując radośnie nogami:
- he he he hihi, ale fajnie, namiot! namiot! hurrra! Ale zabawa!

I tak właśnie zachęcone wszystkie stworzenia Żukowszczyzny przywitały nasz dom uporczywie wciskając się  w różne zakamarki.....i nie opuściły go ani na chwilę.

No może tylko na małą chwilkę burzy...

Była nawet myszka, która "nieomyszkała" zjeść reklamówki ze śmieciami oraz przegryźć sznurówkę w Żukowym bucie....

Drugiego dnia przywitała nas wiewiórka, która dała pokaz ekwilibrystyki akrobatycznej nad naszymi głowami i pobiegła szukać orzecha w szalonym szaleństwie roztargnienia :)
Wyglądała jakby właśnie przypomniała sobie, że zapomniała gdzie zakopała swoje skarby....

Kąpieli zażywaliśmy rzecznych w piękne upalne dni....bez wycierania ciała (bo przyjemniej), lecz, jak to stwierdziła nasza przyjaciółka Anna W. - znamienita scenografka:
- Tylko dupę warto wytrzeć bo słabo schnie...na wietrze....:)

Bezsprzecznie uwierzyłem...

Tak więc wytarłem dupę i wracaliśmy z ręcznikami zarzuconymi na karkach, w mokrych ubraniach z okularami na twarzy...
                                                             oczach
                                                             nosie....
- Czy ja wyglądam jak jakiś pier....warszawski turysta? - zapytałem Anny W.
- Tak, zdecydowanie tak - usłyszałem
- To słabo...
- No nie najlepiej
- No cóż... chodźmy zwiedzić włości. Zobaczymy co u sąsiadów słychać, jacy oni są, może kogoś poznamy?
 Był z nami Adzik D., który ni stąd ni zowąd zaniknął,
                                                              zaginął
                                                          pozostał w sadzie....
Znalazł się już później po przygodzie poznawania sąsiedztwa...
a dokładniej miłego pana, którego podeszliśmy z Anną W. od pleców w trakcie szlifowania okiennic własnego małego zacisznego domku...
Podskoczył przerażony będąc w samych slipkach. 
Stanął prosto, ucałował dłoń Anny W. i przedstawił się jako Pan K. Po czym przeprosił:
- Przepraszam ale muszę się ubrać...
Biegał po domu, biegał, już wychodził w gaciach i w trakcie tegoż wychodzenia spojrzał w dół stwierdzając:
-Hmmmm...to chyba nie moje spodnie...przepraszam jeszcze na chwilę... Pobiegał po domu, poszukał przyodzienia i tak już prawidłowo przyodziany podszedł by rozpocząć miłą, sąsiedzka rozmowę...
cdn....?

Żuk



Na górnej polanie

W sadzie



14 komentarzy:

jotka pisze...

Super relacja, czekam na dalszy ciąg :-)

maradag pisze...

Ja też :-)

Jo. pisze...

<3

maradag pisze...

:-))

Bet pisze...

Nie ma jak ataki przyrody, nawet bronić się nie ma ochoty. Tym bardziej, że pająk Żukowi oka nie wykole:)))
Gratuluję eleganckiego sąsiada - niewielu dziś dba o odpowiedni strój wobec dam.

maradag pisze...

Dokładnie! tym bardziej, że Żuk od wczesnego dziecięctwa był za pan brat z przyrodą... potrafił godzinami siedzieć w trawie i obserwować życie występującego tam drobiazgu :-) Jeszcze wtedy miał czas :-)
Miły sąsiad jest zawsze miły, tym bardziej jak najbliższy w granicach 1-dnego kilometra jest.... :)

Unknown pisze...

hmm fajnie...

gordyjka pisze...

Dowcip to Żuk Mateusz ma chyba po Mamusi...;o)Relacja rewelacja !!

maradag pisze...

Prawda?.....

maradag pisze...

No jasne - moja krew! :-)

alElla pisze...

Klik dobry:)
Żuk Mateusz posiada dar pisarsko - gawędziarski.
Pozdrawiam serdecznie.

PS. po "cdn....?" proszę kategorycznie zlikwidować znak zapytania, o! Ma być w wykrzyknik z rozkazem: do pisania Żuk Mateusz biegiem marsz,o!

maradag pisze...

He, he, a no ma dar gawędziarski....od dziecka :-)
Tekst zamieściłam w orginale. Ciąg dalszy jest obiecany, ale myślę, że będziemy musiały poczekać, bo Żuk Mateusz ma również inne "dary" i zajęcia. Z racji swojego zawodu (fotograf i filmowiec), jest właśnie "na zdjęciach" do "czegośtam"... :-)

iwonazmyslona pisze...

Pozwoliłam sobie spisać powiedzonko Anny W, bo bardzo mi się spodobało(to takie moje nowe hobby na tym moim drugim blogu). Namiot imponujący, sad przepiękny nic dziwnego, że A.D. się zagubiła. Pozdrowienia dla wszystkich mieszkańców Żukowszczyzny.

maradag pisze...

Dziékujé ślicznie w imieniu mieszkańców stałych i "chwilowych" :-)

POWRÓT ŻUKOWEJ MAMY

  Trochę zatęskniłam za pisaniem... (no i pogoniła mnie też Jo). Miałam jednak dylemat, czy zacząć całkiem na nowo, czy wrócić do Żukowej Ma...