Jestem obecna, ale....
Ale mam jeszcze wakacje. Wróciłam z wakacji w wakacje... :)
Zbieram inspiracje, których nie mam czasu, póki co, "wymalować", ponieważ bywam tu i ówdzie :) Rozkoszuję się doznawaniem i poznawaniem. Czekają również na realizację: trzecie drzwi do szafy w sypialni, lampa-czytałka nad łóżkiem, obrazki do powieszenia i parę drobiazgów, które opracowane są w głowie detalicznie. Najpoważniejsze jednak w oczekiwaniu są moje zobowiązania, do których przymierzałam się już kilkakrotnie robiąc szkice i wyciągając farby. Tu przepraszam za opieszałość JO i Gordyjkę....
Wyemigrowałam do Niderlandii ze Śląska i Zagłębia, gdzie spędziłam większość mojego "polskiego" życia. Ale urodziłam się w Zakopanym gdzie nie byłam jakieś 20 lat... Myślałam, miałam takie momenty w ostatnich trzech latach, że już nigdy nie zobaczę moich ukochanych gór. Zobaczyłam. Tym razem byłam tam. Przygotowałam się solidnie do tej wizyty. I nie tylko tym, że kupiłam sobie profesjonalne buty do chodzenia i profesjonalne skarpetki do nich. Zebrałam również informacje dotyczące komercyjności Zakopanego i tego co się z nim stało.
Do Krupówek (na Krupówki?) w ogóle nie zeszłam, widząc przez lornetkę z mojej bazy wypadowej (Gubałówka-Ząb) łeb koło łba i ciałka typu sardynki w puszce....
Na Gubałówkę-Jarmark (nie da się tego inaczej ująć), miałam jakieś 2km drogą oficjalną. Z ludźmi i samochodami czasem... Nie, Dagmarka tak nie chce. Dagmarka sama chce i inaczej.
Zeszłam więc do Zakopanego tajemną ścieżką za obejściem państwa Stoch, u których przebywałam, (to nie ci Stochowie..).
Doszłam do ulicy Kościeliskiej i do Muzeum Zakopiańskiej Sztuki Drewnianej. Tam była sobie mapa, z której jasno mi wynikało, że wejdę sobie jakąś ścieżką mało uczęszczaną, trochę z drugiej strony...
Ścieżka okazała się w ogóle nie uczęszczana... Najpierw była kamienista, później polna, a później znikła mi w trawie po pas... Na dole był upał jakieś 37 stopni. Na polanie gdzie się znalazłam - na pewno 40. od skwaru i zmęczenia zrobiło mi się niedobrze. I co teraz? Jestem tuż, tuż....tyle, że do celu, (na wyciągnięcie reki), dzieli mnie jakieś ostro zalesione urwisko, takież znajduje się z boku, gdzie po drugiej stronie widzę łażące, kolorowe mrówki. I kolejkę.
Na "mojej" osiągniętej polanie dogotowuję się na miękko. A raczej na "pulpapę".
I nagle widzę, jest daszek! Przedzieram się przez trawę mając w nosie ostrzeżenia przed kleszczami. Docieram i siadam na pieńku. Życie ratują mi dwie soczyste gruszki i pół kilo czereśni z plecaka. Robię siusiu za słupkiem. Skarpetki profesjonalne suszą się na butach. Ostatnia czereśnia i strategia jest jasna jak to.... w mordę jeża, słońce! Trzeba zejść z powrotem....
Zeszłam. Doszłam do oficjalnej ścieżki i ..... wjechałam kolejką...Wstyd mi, naprawdę, ale nie miałam siły na następne podejście.
Zaliczyłam jeszcze tylko moje dwa kilometry do domu, oraz jeszcze jakiś kilometr do sklepu "ze wszystkim" w Ząbie, bo należało zrewanżować się gospodarzom za poprzedni wieczór...
Nie jestem wysokogórską kozicą więc wybrałam się dnia trzeciego do Doliny Chochołowskiej, gdzie osiągnęłam schronisko, w którym zaliczyłam flaczki. Dobre były.
Oto kilka zdjęć z trasy.
Dnia czwartego żegnałam się z górami, a one pożegnały mnie "pogodą pod psem"...
Zanim doszłam do przystanku to byłam mokra do majtek pomimo kurtki...."za dupę". Ale późnym wieczorem byłam wyschnięta w Katowicach. I szczęśliwa. Tam nastąpiły kolejne "spotkania na szczycie", ale to już inna historia..... :)
Ale mam jeszcze wakacje. Wróciłam z wakacji w wakacje... :)
Zbieram inspiracje, których nie mam czasu, póki co, "wymalować", ponieważ bywam tu i ówdzie :) Rozkoszuję się doznawaniem i poznawaniem. Czekają również na realizację: trzecie drzwi do szafy w sypialni, lampa-czytałka nad łóżkiem, obrazki do powieszenia i parę drobiazgów, które opracowane są w głowie detalicznie. Najpoważniejsze jednak w oczekiwaniu są moje zobowiązania, do których przymierzałam się już kilkakrotnie robiąc szkice i wyciągając farby. Tu przepraszam za opieszałość JO i Gordyjkę....
Wyemigrowałam do Niderlandii ze Śląska i Zagłębia, gdzie spędziłam większość mojego "polskiego" życia. Ale urodziłam się w Zakopanym gdzie nie byłam jakieś 20 lat... Myślałam, miałam takie momenty w ostatnich trzech latach, że już nigdy nie zobaczę moich ukochanych gór. Zobaczyłam. Tym razem byłam tam. Przygotowałam się solidnie do tej wizyty. I nie tylko tym, że kupiłam sobie profesjonalne buty do chodzenia i profesjonalne skarpetki do nich. Zebrałam również informacje dotyczące komercyjności Zakopanego i tego co się z nim stało.
Do Krupówek (na Krupówki?) w ogóle nie zeszłam, widząc przez lornetkę z mojej bazy wypadowej (Gubałówka-Ząb) łeb koło łba i ciałka typu sardynki w puszce....
Na Gubałówkę-Jarmark (nie da się tego inaczej ująć), miałam jakieś 2km drogą oficjalną. Z ludźmi i samochodami czasem... Nie, Dagmarka tak nie chce. Dagmarka sama chce i inaczej.
Zeszłam więc do Zakopanego tajemną ścieżką za obejściem państwa Stoch, u których przebywałam, (to nie ci Stochowie..).
![]() |
Po lewej, za obrazkiem jest ścieżka |
Doszłam do ulicy Kościeliskiej i do Muzeum Zakopiańskiej Sztuki Drewnianej. Tam była sobie mapa, z której jasno mi wynikało, że wejdę sobie jakąś ścieżką mało uczęszczaną, trochę z drugiej strony...
![]() |
muzeum |
Na "mojej" osiągniętej polanie dogotowuję się na miękko. A raczej na "pulpapę".
I nagle widzę, jest daszek! Przedzieram się przez trawę mając w nosie ostrzeżenia przed kleszczami. Docieram i siadam na pieńku. Życie ratują mi dwie soczyste gruszki i pół kilo czereśni z plecaka. Robię siusiu za słupkiem. Skarpetki profesjonalne suszą się na butach. Ostatnia czereśnia i strategia jest jasna jak to.... w mordę jeża, słońce! Trzeba zejść z powrotem....
![]() |
ja po "zmartwychwstaniu" |
![]() |
dochodzą |
Zeszłam. Doszłam do oficjalnej ścieżki i ..... wjechałam kolejką...Wstyd mi, naprawdę, ale nie miałam siły na następne podejście.
![]() |
cel osiągnięty, tak czy tak... |
Zaliczyłam jeszcze tylko moje dwa kilometry do domu, oraz jeszcze jakiś kilometr do sklepu "ze wszystkim" w Ząbie, bo należało zrewanżować się gospodarzom za poprzedni wieczór...
![]() |
dotarłam... |
Oto kilka zdjęć z trasy.
![]() |
jamnik wysokogórski plątający się przy schronisku |
Dnia czwartego żegnałam się z górami, a one pożegnały mnie "pogodą pod psem"...
![]() |
to było jeszcze z wieczora , widok z mojego okna |
Zanim doszłam do przystanku to byłam mokra do majtek pomimo kurtki...."za dupę". Ale późnym wieczorem byłam wyschnięta w Katowicach. I szczęśliwa. Tam nastąpiły kolejne "spotkania na szczycie", ale to już inna historia..... :)
Jesteś, jesteś ... no widać, że jesteś. :)
OdpowiedzUsuńAle Zakopane i Katowice? To też kiedyś była moja trasa ... dziewczyna w Katowicach, rozrywka w Zakopanem.
Pozdrawiam
He, he, a ja mam inaczej : syn mieszka w Katowicach, a w Zakopanym byłam z miłości do :)
UsuńPozdrawiam również
Piszesz o flaczkach a na zdjęciu piwo z patyczkiem i kiełbacha:)))
OdpowiedzUsuńNa zdjęciu skarpetek doszukuję się czterolistnej koniczyny.
Flaczki były w Chochołowskiej, piwo samotne w jedynej knajpce w mojej wsi Ząb, a piwo i kiełbaska na Gubałówce pod masztem :)). Koniczyna może się i zaplątała jak brnełąm przez trawy. Ale czy czterolistna?....
UsuńPrzy jamniku wysokogórskim popłakałam się ze śmiechu :D
OdpowiedzUsuńToć śmiech to zdrowie, ale żeby płakać?:)))
Usuńpięknie odwiedziłaś góry Maradag, ja jestem zachwycona zdjęciami, a górami jestem tak w ogóle zachwycona,hej...:)))
OdpowiedzUsuńHeej... :)))
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńBywałam w Zębie u państwa Stochów na zimowiskach.
Pozdrawiam serdecznie.
O, u TYCH Stochów :)
UsuńSerdecznie rownież
Nie wiem, u których, bo tam prawie w co drugim domu byli Stochowie.
UsuńWchodzę, czytam, a tu mnie przepraszają...:o) Ło Matko i Córko...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że na tej trasie nie zrobiłaś międzylądowania w Zaścianku :o(, ale może następnym razem się uda...:o)
Tak, tak, harmonogram ostro napięty, ale spróbuję sie poprawić następnym razem :)
UsuńGóry to ja lubię...na zdjęciach oglądać.Na żadne wspinaczki się bym już raczej nie wybrała.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńStało się cos dziwnego z moim lapkiem przez moment (2dni...) i dlatego to powyżej.....
UsuńA ja chciałam tylko skomentowac, że taka wysokopienna to ja też nie jestem, ale musiałam trochę po tych kamyczkać połazić :). I to naprawdę dziwne, bo na czwarte piętro secesyjnej kamienicy w Katowicach dostawałam zadyszki a tam prawie nie....tylko prawie udaru słonecznego :)
Bardzo przepraszam za najście!
OdpowiedzUsuńJa w sprawie kurtki poza De.
Nie wytrzymałem... powiem że;
Po kostki kurtka zbyt długa
Najlepsza kiedy szaruga.
Bo nic gorszego gdy dmucha
Ponad kostki zawierucha
Sąsiadki obie; De i De
Zgodnie wołają; Nie ! Nie ! Nie!
Lepsza bezwietrzna pogoda
Nam taka potrzebna zgoda
Łatwiej spojrzeć jest nam na świat
Gdzie słońce gdzie trawa gdzie kwiat
Przepraszam, tak mam, nie umiem się powstrzymać od żartu.
To jednorazowe najście jest spowodowane przeglądem Internetu związanym z moim Nickiem.
Łoj, nachodż mnie nachodż ile wlezie. Nie mam nic przeciwko :) Wiecej powiem: serdecznie zapraszam :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJa i mój cień,,
UsuńJestem bez winy, to piwo
Zapachniało mi,o dziwo
Na kamienistym podłożu
Jak świeża bryza przy morzu
Pani ponosi tu winę !
Spojrzałem tu na dziewczynę
W mokrych matusiach na sobie
Więc pomyślałem że zrobię -
Lekką zadymę wraz z wiatrem
Wysuszę co trzeba, zatrę
Ślad wszelki po sobie z cieniem
Jak niewidzialny.. z imieniem
:o)
A jeśli spotkasz Lindę ( de M ) , nie mów że tu zawitałem, bo tak mi serce oplotła, że ledwo z Holandii zwiałem.
:o)
Co do zaproszenia, jeśli coś mnie zainteresuje to zdarza się że ne trzymam się fałszywej netykiety, zdejmuję drewniaki i wchodzę.
Nie obiecuję... :o)
OdpowiedzUsuńŁoj łoj łoj
szedłem sobie na szagę
po piwie,
po jednym? ups, po czterech.
Stój! Stój! Stój!
gdzie tu się plączesz capie
po niwie?!
wrzeszczy w ucho wiaterek.
Oj tam oj!
wiesz o tym dobrze wietrze
po pierwsze
że napił bym się jeszcze.
Po drugie
że po ósmym mam w czubie
po trzecie
bo lubię więc nie przeczę
że błądzić nie jest grzechem
gdy zamienisz to w uciechę.
:o)
No, no, aleæ to piwko posmakowało! Rozumiem - w górach smakuje wybornie!
UsuńW Niderlandach tez smakuje, a przecież to depresja.
UsuńJuż to zauważył Gal Anonim, to znaczy zauważył że tam warzą niezłe piwo.
Zauważył o wiele więcej, ale byłoby to nie na temat, wiec nie wspomnę o tym.
Już ty mi o depresjach nie nawijaj......ledwom wyszła z osobistej....
UsuńAle ogólnie jest fajnie. Masz rację: znakomite piwo , sery, drewniaki, wiatraki, tulipany, rowery i ....Linda de Mol :0
Oczywiście wiele więcej bo to ładny, zadbany kraj. A ludzie...no cóż, jak wszędzie :)
Pozdrawiam z Holendrowni
Linda mnie urzekła wiele lat temu. Zwłaszcza kiedy ubierała regionalny strój.Ale mąż (producent TV) pilnie strzegł skarbu.
UsuńChodaki (żółte) mam na pamiątkę,wiszą na kołku.
No, na strychu - wyjaśniam, żeby nie było to-tamto i aż tyle.
Na serio są tam wiatraki? Widać sporo zboża zbierają. :o))
Tulipany, też mam..
Najbardziej "podniecające" są tam pewnego rodzaju specyficzne szlifiernie
- uważam,że z najlepszymi specjalistami.
Coraz bliżej nam do zimy, pewnie kanały będą jak zwykle najlepszymi torami panczenistów, gdybym był młodszy zdjąłbym łyżwy ( też z kołka) i szurnął bym gdzieś tam..