piątek, 8 listopada 2024

HISTORIA JEDNEJ PRZYJAŹNI

   Spotkanie nastąpiło na przełomie siódmej i ósmej klasy. Były wakacje i Dasia z rodzicami przeprowadziła się do jednego Zaścianka koło Sosnowca. Podczas zwiedzania okolicy spotkała Gosię, która zbierała kwiaty polne. Od razu zaczęły rozmawiać jakby znały się sto lat. Dla Dasi nowa szkoła, nowe środowisko... nie było łatwo. Ale siedziała w ławce z Gosią, więc miała wsparcie. 
Szkoła średnia to już trochę "nienacodzień". Dasia dojeżdżała pociągiem do Katowic do Plastyka, Gosia tramwajem do Liceum w Sosnowcu. 
Ale dalej pisały wiersze, rymując zawzięcie, która pierwsza i więcej...
przeżywały pierwsze miłości, 
dzieląc się wrażeniami z randek i "prywatek", 
przeczytanej książki
czy obejrzanej wystawy.

Gosia wyszła za mąż pierwsza. Dasia została mamą chrzestną jej pierworodnego.
A później mąż Gosi został tatą chrzestnym pierworodnego Żuka.
Przyjaźń nabrała charakteru dorosłości, obowiązki i problemy rodzinne powodowały  dłuższe nieobecności ...
Ale dalej pisały, a Dasia malowała upominki i obrazki.
Koło zamknęło się szczelnie gdy obydwie żony i matki, zamieszkały w nowym Zaścianku, zwanym Środulą. Tylko kilka uliczek osiedlowych dzieliło je od siebie.

Nie było im łatwo. Było biednie. Ale Dasia i Gosia, niewiasty z fantazją, kombinowały wespół jak nie dać się marazmowi.
Dziesiątki słoików przecierów jabłkowych [z papierówek z "characiny" przynoszonych przez chłopaków - biedne dzieci... 😘;-)],
zdobycznych ogórków,
mieszanek warzywnych.
Ale gwoździem programu kulinarnego była "galaretka z nóżek" z salcesonu...
Zresztą dla dorastających chłopaków, (miała każda po dwóch), było wszystko jedno co i z czego , byle dużo...

Później znowu los "rozregulował" spotkania. Dasia przeprowadziła się z rodziną do centrum Sosnowca, by po jakimś czasie pojechać "na wakacje" do Big Zus do Holandii.

Ale za to były listy, (bogato ilustrowane),
telefony,
a później Skype i Messenger.
I spotkania gdy Dasia przyjeżdżała do Polski.
I wizyty Gosi w Holandii.

Aż w końcu powstał pierwszy zeszyt p.t. "Dziennik a nawet nocnik".



I taką notkę, z początków 2017 roku, znalazła Żukowa Mama w DAN.

Kontakt urwał się, rozlazł, gdy Gosia zaczęła poważnie chorować i demencja nie pozwalała żyć świadomie... Wiadomości, telefony już nie funkcjonowały...

WCZORAJ ZADZWONIŁ PIOTR, (starszy syn Gosi), :
- CZEŚĆ CIOCIU, MAM ZŁĄ WIADOMOŚĆ... MUŚKA ZMARŁA... 
JUTRO O 12,00-tej JEST POGRZEB...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

OSTATNI LIST DO GOSI

I tak siedzę sobie 
rozmyślam, 
próbuję zrozumieć...
Ogarnąć,
zaakceptować...
A może nawet przygotować się na spotkania... gdzieś tam...
Póki co palę świeczki,
wspominam TWÓJ ciepły uśmiech,
pogodę ducha
I optymizm pomimo wszystko.
TWOJE słowa otuchy,
TWOJĄ nadzwyczajną zwyczajność...
                    Kocham cię. Czekaj w spokoju. Może jeszcze chwila i spotkamy się jak                        kiedyś, przy herbatce i serniku...
Twoja Dasia


Ta blondyneczka

Od lewej: Irenka, Gosia, Dasia

Gosia z wizytą w Holenderii

I z ostatnim kotkiem Baltazary










sobota, 19 października 2024

"DASIA MA KOTA"...

Wiem, wiem.... podwójne znaczenie tytułu. Ale cóż. Nie wypieram się ani odrobiny szaleństwa ani kota... :) 
Dawno temu gdy był tylko skype, miałam taki właśnie tytuł...oraz kota Filemona.

Po ostatnim przemeblowaniu usłyszałam od koleżanki: "Ty to masz chyba kota i pokopane w tej głowie...". Nie przeczuwałam jednak, że jej słowa urzeczywistnią się
fizycznie. W sprawie kota.
A było tak:
Wspięłam się z praniem na strych, a tam zza węgła patrzy na mnie kotek. I miałczy.
Szybko zbiegł po schodach, opróżnił miski Jazza i dał się wygonić na dwór.
Dnia drugiego, wdrapałam się na strych. Drzwi od szmacianej szafy uchylone. Na starych zasłonach śpi kotek. Tym razem nie dał się łatwo wygonić. Zwiedził, pojadł i rozgościł się...




Oczekiwanie na tę chwilę, gdy uchylą się drzwi

Wyżeranie...
No czekaj aż zjem.... (w kierunku Jazza)

Ciepło tu i sucho... Ooo, coś tam ćwierka!

No i na ujrzeniu Ciptaszków skończyło się rozgaszczanie w domu kota Karola.
A szkoda, bo z Dżezem nawet nie drą kotów :).  Założyłam mu przeciw pchelną obróżkę, zainstalowałam kuwetę ze żwirkiem na strychu, kupiłam kocią karmę. No i mam kota "pozadomowostrychowego". Konkluzja?
- DASIA MA KOTA!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

A teraz z innej beczki, choć związane trochę z moim zwierzyńcem. Taki sen miałam:
Moja prawa stopa nie pasowała do reszty nogi. Objawiało się to tym, że skurcz w stopie dał się "odkurczyć/odkręcić" w lewo, a skurcz w łydce - w prawo. Nie dość,
że bolało jak diabli, to jeszcze głupio wyglądało. 
Doszłam do wniosku, (w tym śnie), że jak wstanę cichutko z łóżka i pójdę ostrożnie, (nie budząc ciujnych domowników), DO WIADOMEJ SZAFY po czekoladkę - to wszystko wróci do normy.
Wróciło. Ale wystarczyło usiąść na łóżku i sięgnąć do szufladki nocnej szafki, gdzie też była czekoladka....





Ciujna Dasia specjalnie dla Tetryka


sobota, 5 października 2024

O CHOREJ GŁOWIE ŻUKOWEJ MAMY

 Kiedy w niedzielę Dziewczyny weszły do Jaskini Hazardu pod numerem 18  i zobaczyły przemeblowanie:

- Wiesz co, TY NIE JESTEŚ CHORA! - wykrzyknęła Dorotka (ta malusia),- chyba że na głowę... - dodała brutalnie.
Ewunia (duża , piękna kobieta), zerknęła do środka i tylko mlasnęła z dezaprobatą.

A było tak:

Ponieważ od dawna wiadomo, że Żukowa Mama, pod wpływem stresu idzie golić trawę, skopać ogródek, zrobić jakiś remoncik, albo przemeblowanie; to nie dziwota przecież, że po dwóch dniach walki z bankami i urzędami koleżanek Polek w Holenderii - pójdą w ruch siły nadprzyrodzone. Tym razem odezwały się geny po Buni, która kilka razy do roku samodzielnie robiła przemeblowania, (podkładając pod nogi ciężkich, prawdziwych mebli - kartofle), i malowała mieszkanie w pastelowe pasy przez sufit, w dobie gdy w modzie były szlaczki i rzucik na ścianie.

     [Taka rodzinna anegdota: Wraca tato z jakiegoś poligonu. Mama (zw. później 
      Bunią), prezentuje nową aranżację. - "I co ty na to?" pyta. - tato - "Jest OK. Ale        wiesz, ja bym ten piec przestawił koło łóżka, a to okno przeniósł na tę ścianę".]

Nie dziwota więc, że banda chorób Żukowej Mamy pochowała się po nieużywanych w tym momencie kątach. Ujawniła się Adrenalina, która pokona każdą niemoc. 

Żukowa Mama planuje...

Oczywiście, że później nie można wstać z łóżka, nie wiadomo gdzie włożyć opuchnięte rączki i.t.p. Ale proszę mi wierzyć. Wszystko jest wkalkulowane w jestestwo Żukowej Mamy. Czego, niestety, nie mogą zrozumieć bliźni...
Psinek już się przyzwyczaił. Ciptaszki przeszczęśliwe z willi na szafie, choć główny punk obserwacyjny jest nadal na żyrandolu....




----------------------------------------------------------------------------------------------------------

I z innej beczki p.t.: MELANCHOLIE ŻUKOWEJ MAMY

Patrzy na ekran TV
A z boku
W tym małym oknie
Tyle się dzieje
Noc
Noc szaleje
Trochę wiatrem
Trochę deszczem
Straszy trochę mokrym świszczem
W świetle nocny motyl moknie
W ciemnym oknie

Oczywiście, że z dzieła dla potomnych, p.t.: "Dziennik a nawet Nocnik"

I znowu śnią mi się dziwne drzewa
Zaplątane w dojrzałość
Zrośnięte sękami wspomnień
Gdzie gałęzie
Jak strzała kupido
Sterczą na boki w przestrzeni
Przewiązane porami roku

Notatka z DanN







piątek, 13 września 2024

O MOCACH I NIEMOCACH ŻUKOWEJ MAMY.

Żukowa Mama zasiadła przed mały ekranik z doczepionym do niego blacikiem, który to blacik świecił tajemniczymi znaczkami. Z namaszczeniem i bojaźnią w jaźni, zrobiła literkę Ż.... - YEES! Hurra! - krzyknęła radośnie i poczyniła następne próby: 
? czek, 
@#$%^czek, 
YYYY czek, 
=+x 
- wszystko na swoim miejscu.
Radość Żukowej Mamy nie miała granic. Co za frajda pisać!
Po wielu, wielu tygodniach niemocy fizycznej i technicznej (z lapkiem też), nadeszła moc.
MOC JEST Z NAMI! - rozległo się po kątach Capałyku.

A co działo się tu w międzyczasie? Niewiele i wiele. Zależy z której strony patrzymy.
Ważne jest to, że przed wakacjami rozpoczął się sezon "Jaskini Hazardu". Spotykają się trzy kobitki w słusznym wieku, to tu, to tam. Spotykają się głównie "dla jaj", ale w ruchu są również drobniaki. 

W Jaskini Hazardu nr.1

Czasem na FB Żukowa Mama wrzuca zdjęcia innych, (niż obrazki), swoich "rękoczynów". N.P. nowy stoliczek przy kanapie:

Stolik ze starego zegara znalezionego na śmietniku. Na stoliku panierowany kalafior czeka na konsumpcję.

Tu jeszcze schnie


A to zdjęcie zaplątało się. Jest tu jednak mowa o żaluzjach, które Żukowa Mama sama montowała. Oj, ciężko było...

Inny stoliczek...

Oprócz stoliczków i żaluzji działo się w Gródku:

Widok z pod okna "królewskiej sypialni"

Okrojony widok z drugiego końca czyli badziew tylni...

Donica na brzydkim murze z własnym solarkiem ;)


Bistro przygotowane do sezonu...

Łatanie dziury w płocie



Widok "na zadek"



Kontrola "na przodku"

Żukowa Mama przeprasza za jakość zdjęć. Tak lecą z telefonu...


------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Już trochę zapomniałam "jak to się robi"... z tym blogiem. Ale wieczory dłuższe i chłodniejsze, to sobie przypomnę ;)





wtorek, 18 czerwca 2024

"Letnie parasolki w Roermond"

 Nowy obrazek schnie sobie. Miałam dużą frajdę w malowaniu go. Jeszcze większą gdy złożyłam podpis, (dla potomnych 🤪). Obrazek bowiem zamówiła Liliana/Ewa.
Kupiwszy inny z serii "roermondskie klimaty", poczuła niedosyt posiadacza "sztuki dagmarczej" (?!?!??!!) 😁. Zamówiła obraz na podstawie zdjęcia-wspomnienia, 
z czasu gdy zjechała do Roermond. Tytuł obrazka to oczywiście: "Relaks Ewy pod letnimi parasolkami w Roermond". Tak, żeby nie było wątpliwości.... ;)

Płótno 60 x 80


Przypomnę jeszcze poprzedni p.t.: "Rynek w Roermond"

A ten ma 80 x 60 :)

Powody do krykloczków zdarzają się nadal, ale generalnie Żukowa Mama jest sprawna fizycznie i umysłowo (?).....




niedziela, 21 kwietnia 2024

"Upadłe madonny" oraz "chłopczyk ze sfilcowanym psem"



 A kuku...

Jestem, żyję i mam się całkiem nieźle, (jak na ryczącą siedemdziesiątkę)...
Dzieje się wiele, a że tempo działalności różnej zwalnia, to koncentracji starcza na śledzenie wiadomości oraz krótkie rozmówki na FB. Blog stoi odłogiem. 

Ale przychodzi taka chwila,
     taki moment i tęsknota za znajomymi z blogowiska,
        że Żukowa Mama siada przy lapku
           i wspomagając się dziełem dla potomnych p.t.:
                Dziennik a nawet nocnik,
                      PISZE....
Ta chwila właśnie nastała. Żukowa Mama chce wykorzystać ją do cna. Złapać za łeb i wyssać do korzeni...

W przerwach ciężkich, coraz cięższych, ulubionych ale zawsze kreatywnych robót, Żukowa Mama próbuje malować. Jak jest zamówienie, to jest większa motywacja i może nawet jakieś dudki wpadną. I tak oto powstał ostatnio portrecik "Chłopczyka ze sfilcowanym psem".



Generalnie życie Żukowej Mamy kręci się wokół dopieszczania Capałyku i Gródka, co kontrolują i komentują współmieszkańcy:
Szczęśliwy pies Jazz i Ciptaszki domowe, (te nadworne nie wtrącają się).



 


Ale jak to bywa często u Żukowej Mamy - nie obywa się u niej bez wypadków. A nawet, powiedzmy sobie szczerze, upadki i bolesne zdarzenia są jakby wpisane w świat Żukowej Mamy. Do bardziej dotkliwych zaliczyć można nadzianie kręgosłupa na róg opieradła drewnianego krzesła. Szczęśliwie, zarówno krzesło jak i kręgosłup przetrwały. A żaluzje zostały zamontowane przez Ż.Mamę.

To było urwanie folii od szyby...

Malowanie ścian obyło się bez wypadków. W przemeblowaniu i ustawianiu mebli pomogła Liliana. Duża, piękna i silna kobieta, która lubi jazz i bleus. 

Przed kolejną już jazzową imprezą, postanowiły dwie niewiasty napić się zasłużonego drinka w Gródku. 
Liliana usiadła na starym, plastikowym krześle ogrodowym..., które bez ostrzeżenia rozjechało się na boki. Na szczęście upadek nie był bolesny. 



O odpowiedniej porze Liliana i Żukowa Mama udały się do jazzowej knajpki gdzie odbywał się koncert.
Było świetnie, jak zwykle przepyszna atmosfera. 
Powrót do domu o północy brzmiał śmiechem "rozdżezowanych" niewiast. 
Już prawie przy domu. 
Jeszcze przejść przez ulicę... 
Podczas zejścia z krawężnika Żukowej Mamie "ułybła" się noga...
Tym razem upadek był dotkliwy. Ukręcona prawa stopa, potłuczone lewe kolano i prawa skroń... No trzeba mieć talent...


Gdyby nie młody rozwoziciel pizzy, byłoby, ech.....

Po tygodniu: w pęcinie zaczyna wyłaniać się kostka, a czarno/granatowa skarpetka blednie w kierunku bordo...





piątek, 19 stycznia 2024

Zimowy spacer


 
Zimowy spacer

- Nie bój się kochanie
pomogę przejść ci przez ten krawężnik
- Tak
Wiem
Zawsze mogę liczyć na ciebie
- Ile lat jesteśmy razem?
- 50 kilka?...
- Tak
Wiele zamieci jest za nami...
Kocham cię wciąż
-Musimy się ruszać
WIESZ, ŻE TO MOŻE BYĆ NASZ OSTATNI SPACER....
- Tak, wiem kochanie, musimy się ruszać...

Tuk, tuk, laseczka.... 




Obrazek inspirowany wpisem Ultry: 

 https://bezpukania.wordpress.com/2024/01/16/czasem-zycie-moze-byc-urocze-bajko-ty-moja/

Dodatek specjalny!
Chętnie sprzedam.




HISTORIA JEDNEJ PRZYJAŹNI

    Spotkanie nastąpiło na przełomie siódmej i ósmej klasy. Były wakacje i Dasia z rodzicami przeprowadziła się do jednego Zaścianka koło So...