Spotkanie nastąpiło na przełomie siódmej i ósmej klasy. Były wakacje i Dasia z rodzicami przeprowadziła się do jednego Zaścianka koło Sosnowca. Podczas zwiedzania okolicy spotkała Gosię, która zbierała kwiaty polne. Od razu zaczęły rozmawiać jakby znały się sto lat. Dla Dasi nowa szkoła, nowe środowisko... nie było łatwo. Ale siedziała w ławce z Gosią, więc miała wsparcie.
Szkoła średnia to już trochę "nienacodzień". Dasia dojeżdżała pociągiem do Katowic do Plastyka, Gosia tramwajem do Liceum w Sosnowcu.
Ale dalej pisały wiersze, rymując zawzięcie, która pierwsza i więcej...
przeżywały pierwsze miłości,
dzieląc się wrażeniami z randek i "prywatek",
przeczytanej książki
czy obejrzanej wystawy.
Gosia wyszła za mąż pierwsza. Dasia została mamą chrzestną jej pierworodnego.
A później mąż Gosi został tatą chrzestnym pierworodnego Żuka.
Przyjaźń nabrała charakteru dorosłości, obowiązki i problemy rodzinne powodowały dłuższe nieobecności ...
Ale dalej pisały, a Dasia malowała upominki i obrazki.
Koło zamknęło się szczelnie gdy obydwie żony i matki, zamieszkały w nowym Zaścianku, zwanym Środulą. Tylko kilka uliczek osiedlowych dzieliło je od siebie.
Nie było im łatwo. Było biednie. Ale Dasia i Gosia, niewiasty z fantazją, kombinowały wespół jak nie dać się marazmowi.
Dziesiątki słoików przecierów jabłkowych [z papierówek z "characiny" przynoszonych przez chłopaków - biedne dzieci... 😘;-)],
zdobycznych ogórków,
mieszanek warzywnych.
Ale gwoździem programu kulinarnego była "galaretka z nóżek" z salcesonu...
Zresztą dla dorastających chłopaków, (miała każda po dwóch), było wszystko jedno co i z czego , byle dużo...
Później znowu los "rozregulował" spotkania. Dasia przeprowadziła się z rodziną do centrum Sosnowca, by po jakimś czasie pojechać "na wakacje" do Big Zus do Holandii.
Ale za to były listy, (bogato ilustrowane),
telefony,
a później Skype i Messenger.
I spotkania gdy Dasia przyjeżdżała do Polski.
I wizyty Gosi w Holandii.
Aż w końcu powstał pierwszy zeszyt p.t. "Dziennik a nawet nocnik".
I taką notkę, z początków 2017 roku, znalazła Żukowa Mama w DAN.
Kontakt urwał się, rozlazł, gdy Gosia zaczęła poważnie chorować i demencja nie pozwalała żyć świadomie... Wiadomości, telefony już nie funkcjonowały...
WCZORAJ ZADZWONIŁ PIOTR, (starszy syn Gosi), :
- CZEŚĆ CIOCIU, MAM ZŁĄ WIADOMOŚĆ... MUŚKA ZMARŁA...
JUTRO O 12,00-tej JEST POGRZEB...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
OSTATNI LIST DO GOSI
I tak siedzę sobie
i rozmyślam,
próbuję zrozumieć...
Ogarnąć,
zaakceptować...
A może nawet przygotować się na spotkania... gdzieś tam...
Póki co palę świeczki,
wspominam TWÓJ ciepły uśmiech,
pogodę ducha
I optymizm pomimo wszystko.
TWOJE słowa otuchy,
TWOJĄ nadzwyczajną zwyczajność...
Kocham cię. Czekaj w spokoju. Może jeszcze chwila i spotkamy się jak kiedyś, przy herbatce i serniku...
Twoja Dasia
Ta blondyneczka |
Od lewej: Irenka, Gosia, Dasia |
Gosia z wizytą w Holenderii |
I z ostatnim kotkiem Baltazary |